Waiting

I was waiting here today to be exchanged for Polnisch mole from Prague. But no one came.

So I decided to cross the river

Here with „P” and there with „C”. Like Paola and Chiara.

And my bike over there.

And my dinner after heavy cycling.

This movie should have subtitles in 12 languages

My breath rate measured between 22-18 meters underwater is 20 l per minute what locates me at the lower known physiological limit for a human in terms of overall efficiency of breathing, use of air in order to provide sufficient dose of oxygen. Efficiency of the way we breath, of our lungs anatomy and physiology and whole cardio-pulmonary system is the ultimate limit for everyone. I explore my physiology carefully due to my experiences with my own health. But those who seem to be limitless impress me as well.

https://www.youtube.com/watch?v=f7LkXX1-vgQ

 

Szkoda chłopaka

https://wiadomosci.wp.pl/zabkowice-slaskie-zadal-sto-ciosow-nozem-sam-poprosil-o-dozywocie-6289847653587073a

 

Manifesto

1. Na świecie są tysiące sposobów przeżywania rzeczywistości.

2. Pizducha zna tylko jeden poprzez swój własny nielimitowany śmiech, wpierdala się wieloma kanałami w odbiór kogoś, kto sobie tego widocznie nie życzył.

Uwaga. Określenie pizducha jest nieprzypadkowe i celowe. Jest nośnikiem skojarzenia, że coś się naprzykrza, napiera, wywołuje presję, nieprzerwaną postępującą presję pogwałcenia, przekroczenia jakichś granic, że nacieka, że wlewa się, sączy się nieprzerwanie i nieuchronnie, obsejsyjnie wkręcając się w coś, co wcześniej było czyste, wolne od tego czegoś. To jakby połączenie pierwiastka w przenośni męskiego, jakby aktywnego i żeńskiego, niby biernego, ale tutaj ta bierność nosi w sobie nie tylko znamiona agresji. Pizducha pozostaje przez cały czas bierna, ale jest uosobieniem czystej, wyrafinowanej agresji.

3. Agresja to paradoks. Kojarzy się niemal zawsze w wyobraźni z jakimś działaniem. Ale przecież działanie to nie tylko ruch w sensie fizycznym. To również bardziej subtelny, wyrafinowany ruch, rozprzestrzenianie się naszych nawet najbardziej okrutnych życzeń i intencji. Ludzie wierzą przesądnie w siłę intencji, w siłę ich oddziaływania i dlatego niechętnie o tym mówią i przyznają się do tego. Niekiedy ulega „equalizacji” nagromadzenie tych intecji i nagle można dostrzec, że powstała cała grupa ludzi gdy np. ileś osób z jakiegoś sobie intersubiektywnie znanego, oduczucia lajkuje na Facebook 2x film Requiem dla snu. Mi wiele razy doradzano obejrzenie tego filmu, ale mi się rzygać chciało zawsze po kilku minutach i nigdy go nie obejrzałem ostatecznie. Ostatniej zimy, gdy czułem się przytłoczony atmosferą smrodu papierosów i trawy wśród ludzi, z którymi skądinąd dobrze mi się rozmawiało, to choć czułem żal, to musiałem wyjechać na drugi dzień, żeby ubrania mi nie śmierdziały i dojeżdżałem od tamtej pory jakieś 30 km codziennie samochodem. Fajnie było się od tamtej pory widywać na świeżym powietrzu, na stoku. Ale bycie niepalącym wśród niemal samych palących to jest forma tortur. Kiedyś sam gdy paliłem. Nie przeszkadzało mi nawet odwiedzać specialne kabiny dla palących popularne na tzw. Zachodzie, gdzie normalnie w większości miejsc jest zakaz palenia. Jest ich kilka na terenie Targów Frankfurt. Sam jak kiedyś paliłem, pamiętam np. Musikmesse 2014. Potrafiłem pójść na papierosa do takiej kabiny palących na przestrzeni może 3 m kwadratowych wypalić i dwa papierosy i nie chciało mi się wymiotować. Ale odkąd rzuciłem palenie w grudniu 2015 roku, to chce mi się wymiotować, gdy ktoś pali w moim otoczeniu. A trawy nigdy nie próbowałem.

!!! @ I never smoked marijuana, and please, do not waste your time offering it to me. I want to vomit every time I smell this shit and want to vomit even when have a memory about it! About being around people who smoke marijuana or being offered to smoke when I know how shitty it smells.

4. Paradoks ujawniania i niechęci do ujawniania intencji polega na tym, że to jakby zdradzić siebie czasem własne marzenia, a czasem koszmary. To przyznać się to tego, co nas czyni silnymi, do tego, co nam sprawia przyjemność lub do tego, co przeciwnie, czyni nas słabymi. Na poziomie identyfikacji, intencji, poznania społecznego niestety agresja ta jest dużo bardziej dotkliwa. Można wyrządzić komuś krzywdę słowem, wskazówką, sugestią, czytelną na naszej twarzy myślą, milczeniem, okrutnym zaniechaniem, gdy jakaś destrukcyjna machina oszczerstw, pomówień, plotek poszła w ruch (ulubione chyba dla małych dziewczynek). Można też krzywdzić słuchając i wyraźnie dystansując się, oceniając, słuchając, wspierając, a zarazem szkodząc i na tysiąc innych kombinacji. Wiele hybryd tego wszystkiego to ciągle działające modus vivendi toksycznych ludzi, którzy żyją i się świetnie mają, choćby kilka innych osób zdążyło już sobie odebrać życie do tej pory.

5. Można uniknąć takiej tragedii traktując serio to, że nie tylko mężczyźni i kobiety inaczej przeżywają rzeczywistość, ale w ogóle wszystko, co inne, introwertycy i ekstrawertycy, psy i koty, dziwki z Dęblina czy chuligani z Chemnitz. Czy myślicie, że prostytutka z Austrii ma lepiej w Niemczech, czy Szwajcarii? Też nie ma lepiej, bo poluje na nie swoim terytorium. I chuj wie też, na co liczy. Chociaż wystarczy popatrzeć na Chemnitz, by zobaczyć, że chuligani się jednoczą, mają pewien standard, który widać wyraźnie. Widocznie każde położenie psychiczne ma potencjał jednoczenia ludzi w podobnym położeniu.

6. Podobnie idiotka, czy dziwka. Nie wie, że brnąc w „nie swoje gówno” zatruwa umysł innego człowieka. Ale dalej brnie. Przez nieustraszoność, brawurę, chęć udowodnienia czegoś sobie lub innym. Typowe motywy dla osoby, która nigdy nie była na poziomie samorealizacji, ale ciągle szuka przynależności, uznania itd. W moim przypadku też taka Agnieszka to, czego doświadcza sama, ale nie może nazwać próbuje zidentyfikować we mnie. Psychoanalityk zauważy w tym niemal od razu identyfikację projekcyjną. Moim zdaniem widzenie tylko mechanizmu nazywanego potocznie odwracaniem kota ogonem. U Agnieszki prawie zawsze to odwracanie to efekt oczekiwanego wstydu, niewiedzy, w dodatku jest w tym tak szybka, że niektórym to imponuje, a jej się podoba to, jakie nagradzające reakcje to wywołuje. Mogę śmiało powiedzieć – polska kultura to system, w którym czystą patologię niedorozwoju emocjonalnego tj. identyfikację projekcyjną uznaje się za przejaw sprytu, przebiegłości, inteligencji, zaradności, „radzenia sobie”, a nawet przebojowości. Niektórzy zachwycają się nawet określeniem „wyrobić” się. Że ktoś się wyrabia albo się wyrobił. Ja widzę jeszcze inny element poszukiwania sojuszników i próby uplasowania się w jakimś otoczeniu, wywalczenia jakiejś pozycji w grupie, dla tej osoby w zasadzie nawet nie „w”, co ZAWSZE „na tle” innych. Dodatkowo zaburzenie osobowości typu borderline utrudnia jej osiągnięcie choćby namiastki syntonii na poziomie poczucia w ogóle przynależności do czegokolwiek. Ta osoba ma po prostu podwójnego pecha. Silne zaburzenie emocjonalne, trwałe, prawdopdobnie mające źródła w zachowaniach w domu, w otoczeniu jeszcze w bardzo wczesnym dzieciństwie. Gdzie dominowały szybkie, przemocowe odpowiedzi na zachowania innych osób, reakcje. To samo w sobie może tłumaczyć tak szybkie i silne zachowania w stylu identyfikacji projekcyjnej. To też sprytny sposób na zdobywanie wiedzy i udawanie, że się ją miało wcześniej. Tylko podobnie jak robi to Bartek Wręga, ale to nie jedyne, co ich łączy i wskazuje na od dawna zażyłą, choć może też podbudowaną zbyt negatywnymi emocjami relację, przez co toksyczną na tyle, że nie ma przyszłości, taki mechanizm ostatecznie kompromituje wyłącznie osobę, która stale taką strategią się posługuje. Druga część tego pecha to ciągły etap nie tyle poszukiwań właściwych dla osoby, która się samorealizuje, co poszukiwań bardzo fundamentalnej przynależności, że znalazła swoje miejsce. Ale nie intelekualnie, czy duchowo, tylko w ogóle, żeby przetrwać – na świecie, wśród ludzi po prostu jako osoba, że ona mówi: „to moje miejsce”, a oni odpowiadają i potwierdzają zarazem „tak to jej miejsce” albo „tak, to twoje miejsce”. Osobie toksycznej trudno zawsze będzie znaleźć swoje miejsce. Na dobrą sprawę jest ono wśród innych toksycznych osób, ale one na jej towarzystwo z kolei mogłyby się nie zgodzić. To wielopoziomowy dramat osoby, choć przelotnie czerpie ona satysfakcję z faktu, że od czasu do czasu kogoś „wypieprzy”.

7. Ponadto taka osoba idąc nawet najbardziej krzywą drogą, zyskuje przy tym cenne doświadczenie i sojuszników oraz sojuszniczki w podobnym położeniu i uczy się coraz lepiej rozpoznawać takie osoby na swojej drodze i z czasem coraz lepiej tą wiedzę, takie osoby, wiedzę na temat takich osób w podobnym położeniu wykorzystywać.

8. To jest toksyczna rywalizacja. Ponieważ #1 jedni rodzą się by żyć w głąb. A zatem porównania społeczne nie są im do szczęścia potrzebne, nie są dla nich miarodajne, nie budują ich, nie są istotne z punktu widzenia ich rozwoju, nie mają wpływu na wewnętrznie odczuwaną pasję. W psychologii określa się, że taka osoba ma po prostu tzw. motywację wewnętrzną. Susan Cain w swojej książce „Ciszej proszę” z kolei podała 1000 dowodów na to, że mózgi introwertyków, osób z natury motywowanych wewnętrznie i ekstrawertyków, osób bazujących na porównaniach społecznych są z natury po prostu inne. Temu chłopakowi, jak widzicie nie przeszkadza spędzić życie w izolacji. Można śmiało powiedzieć, że nożem wywalczył swój upragniony spokój! Nie każda pizda rozumie i szanuje fakt, że ktoś inny potrzebuje spokoju. Same na ogół go nie mają, mogą przebywać w tak głośnym otoczeniu, że nawet nie wiedzą, że czasem go też potrzebują!

9. Inna sprawa a propos broni i różnych narzędzi, które wykorzystywane są do przywrócenia spokoju, czy też homeostazy. Otóż. Nie każdy mężczyzna użyje noża do gwałtu! I nie każdy przede wszystkim chce zgwałcić. I nie każdy, kto jest z nożem chce zgwałcić albo od razu zgwałcić.

10. Ludzie mogą mieć  niebezpieczne zamiary, narzędzia i nadal nie stanowić zagrożenia. Ludzie mogą nie mieć narzędzia i zamiaru, a napotykając na toksycznego masochistycznego prowokatora czy prowokatorkę mogą zamienić się w bardzo niebezpieczną osobę.

11. Czasem ktoś się TYLKO BRZYDZI i chce zabić. Czasem z udręczenia, czasem z zaskoczenia brzydotą, całym repertuarem toksycznych uwikłań i zachowań wywołujących obrzydzenie, z którym poradziłby sobie nawet psychopata, a osoba w psychotycznym uwikłaniu, nie doświadczywszy nigdy przedtem podobnych emocji może widzieć jedyną drogę wyjścia z toksycznego uwikłania poprzez przemoc. Po napadzie furii może być też natychmiast zaskoczona tym, co zrobiła, tym, co się stało, jak tylko zaburzona homeostaza psychiczna w obszarze lęków, samooceny czegokolwiek, zostanie przywrócona, a osoba, na której nastąpiło wyładowanie zostanie zneutralizowana.

12. Że ktoś rzekomo chciałby zgwałcić, to tak myślą tylko narcystyczne kobiety. Takie sam mam ochotę zabić, bo wywołują we mnie od zawsze narcystyczne osoby tak duże obrzydzenie. Tylko po co? Pobrudzę ubranie, honor, sumienie. Będę musiał zrobić pranie. Nie ma po co. Słowa mi w zupełności wystarczą. Zawsze pozwalają mi precyzyjnie nakreślić moje własne granice.

13. Jeśli jakaś schizofreniczka ma nieotamowane ja i nie-ja. Poddaje radosnej ekspresji również fragmenty ja innych ludzi, które sobie w stanie schizofrenicznej pustki introjektowała, jak Agnieszka T. z Dęblina. #2 Ekstrawertycy w przymusowej próżni braku poważania, właściwych kontaktów  coraz bardziej potrzebują teatru i innych ludzi.  I tacy ludzie mają inny umysł. Tak jakby okablowanie było od początku inne. Dziewczyna z nieotamowaną wesołością to małpa z brzytwą, przez którą gubią kolory wszyscy inni, którzy przeżywają do wewnątrz. Którzy łatwo ulegają zniechęceniu widząc, że jebana małpa coraz lepiej się bawi wpierdalając się w przeżywanie innych ludzi, onieśmielając introwertyków. To nie jest uwodzenie, rzucanie uroku. Introwertykowi na ogół naprawdę chce się rzygać, ludzie kochani. Kołatanie serca w takiej sytuacji raczej będzie zwiastunem napadu paniki, który niezracjonalizowany, gdy towarzyszy temu poczucie uwikłania, wpadnięcia w pułapkę może przerodzić się w stan chroniczny, niekiedy nawet wyuczoną bezradność. Podobnie jak relacje z nauczycielami, relacje z rówieśnikami te najbardziej toksyczne mogą rzucić się cieniem na dalszym życiu osoby, ale należy pamiętać, że dla tych którzy są sprawcami takiej przemocy z reguły to jedyne, co mają.

Bardzo mądry jest ten film. I choć mało profesjonalny od strony naukowej, to w bardzo praktyczny sposób zostały bardzo dobrze zilustrowane przynajmniej niektóre mechanizmy, choć wielu z nich ogólna zasada do dziś jest nieznana nawet nauce. Np. niekiedy naprawdę nie wiadomo, jakie korzyści odnosi osoba destrukcyjna, zwłaszcza taka, która sama pozbawiona jest wglądu i to, co niszczy, to na dalszą metę niszczy samą siebie lub samego siebie. Psychologia nie do końca to jest w stanie wytłumaczyć, niemniej wiele rzeczy w tym filmie to również fakty z naukowego punktu widzenia.

14. Chłopakowi zabrakło tylko inteligencji, a nie ekspresji. Ekspresji nie potrzebował. Wiedział, jak ma wyglądać. I pokazał przy pomocy noża, co mu się nie podobało. Ile razy ja sam miałem takie fantazje? Hamuje mnie tylko wizja życia w więzieniu. Mój tata mi zawsze powtarza, jak mu mówię, że zabiję kiedyś tą idiotkę z Dęblina, że po co mi to, że pójdę siedzieć. I on ma niestety rację. I często wiele racjonalnych argumentów wygrywa z tym, co w człowieku pierwotne, jak do tej pory w moim przypadku. A co jeśli dostanę kiedyś udaru, który ograniczy moją inteligencję? Czy gdy zobaczę wtedy, że ta pizda nadal się przypierdala, sadzi się i nawiązuje do mojego życia, to wtedy nie będę miał zahamowań? A może gdy zachoruję na depresję? A może dopiero wtedy, gdy nie będę miał nic do stracenia? Nie mówię tu o utracie jakiegoś prestiżu czy czegoś wydumanego wśród ludzi. Rzeczy typu autorytet dla inteligentnych ludzi podlegają świadomości, że to przeważnie coś, co nie jest moje. Tylko politycy mają na tyle rozdęte ego przez odpowiednio długi czas, że zaczynają wierzyć, że ich opinie są zawsze ponad.

15. Tu dziewczynka myśli, że bawi się moją agresją, bo wydaje jej się, że autorytet to coś, o co walczę. A może walczę teraz o tą czy inną dziewczynę? Do czego tu się przyjebać teraz? Albo do kogo? Będzie ważny dla mnie samochód? Tematem jej aluzji będą samochody. Bo tak wygląda jej samotność. A propos autorytetu. Że chciałbym, aby mój autorytet był taki, jaki był autorytet mojego taty. Otóż nie. Od kiedy zdałem sobie sprawę, jak przypadkowe, uznaniowe są rzeczy tj. szacunek ludzi w Polsce 100x bardziej wolę się podrapać po dupie, gdy mnie naprawdę swędzi. Nie wiem nawet jak podobne zdanie napisać po angielsku. Po angielsku bym czegoś takiego nie napisał. Ale Polaków mam od zawsze w dupie i nie zależy to od niczego. Ani od mojej rodziny ani od nich. Są roszczeniowi, wiecznie się wszystkiemu dziwią. Są po prostu nieciekawi. Opinie innych ludzi nie są moją własnością. Typowa dziewczynka potrafi 100x udowodnić jak łatwo na nie przynajmniej tymczasowo wpłynąć. Albo jak łatwo wywoływać w ludziach agresję. Np. takich, którym na czymś zależy i one jak się domyślają tego, to zabawa czystą agresją się nie kończy. Czasem się zastanawiam na czym dokładnie polega bierna agresja. Np. patrzenie na zawody byków. Albo taka Agnieszka z Dęblina. Ma przewagę, bo wokół niej od zawsze dominuje sam testosteron z racji specyfiki środowiska – a zatem przeważają pochopne oceny, mniej jest zachowań opartych na wglądzie – dla takiej małpy mniejszej istny raj, ale jej błąd polega na tym, że zakłada, że każde otoczenie tak wygląda. Że tacy są mężczyźni, że tak podzielone są role płciowe, jak w silnie męskim, hierarchicznym otoczeniu, stąd założenie, że mężczyzna o bardziej rozbudowanym życiu psychicznym jest gejem, no to ona zostanie lesbijką, żeby jemu nie było smutno. Smutne jest rzeczywiście, ale społeczeństwo pierwotne, niewyspecjalizowane, niezróżniocwane, silnie nieindywidualistyczne, ale za to silnie hierarchiczne, z dużym dystansem władzy, pierwotnie kolektywistyczne bardziej odpowiadające terminowi z dziedziny socjologii, jakim jest grupa pierwotna, taka psychotyczna prazupa, gdzie wszystko może się wydarzyć, gdzie ja poszczególnych osób nie są ważne, są nieostre, słabo zarysowane, niewyodrębnione. Gdzie racja grup, większości dominuje automatycznie i nieuchronnie nawet podstawowe prawa i wydawałoby się niezaprzeczalne godności poszczególnych jednostek. Prawa takie jak jakieś tam prawa podstawowe ONZ budzą u polskiej starszyzny uśmiech politowania. I taka Agnieszka dobrze o tym wie i jej mądrość polega, że ona sobie to wpisała w swoją strategię, zaakceptowała jako rzeczywistość, wydaje jej się, że jest już 1000 kroków przede mną, a to jej wystarczy, żeby odczuwać orgazm na myśl, że mnie z kolei czeka jeszcze wiele porażek, które ona odbierze z satysfakcją i poczuciem wyższości, a ja jestem niedorozwinięty, bo z tym walczę, z dużą łatwością to obnażam i ośmieszam to kulturowe niedołęstwo Polaków. Dość przewidywalne środowisko. I można nauczyć się je zręcznie kontrolować np. nie mając wstydu, nie odczuwając poczucia winy, jak partnerka Leszka Millera Jr.

16. Da się takim tragediom zapobiec. Ale nie w kulturach kolektywistycznych tj. Polska. Tu wszystko co zbiorowe radość, smutek, złość jest natychmiast rozumiane przez dużą część ludzi. Pewne sprawy, którym chronicznie się nie zapobiega, zdają się nieuchronnie zmierzać do przykrego finału. Nie piszę tego złośliwie. Przykro mi, ale tak to z zewnątrz wygląda. To, co indywidualne jest dewaluowane. Odbiera się godność i właściwy wymiar osobom, ale również ideom, koncepcjom, wartościom, a nawet rzeczom! Które nie pozostają w ogólnej syntonii z otoczeniem. Przez co tylko psychologowie, śledczy lepiej rozumieją szerszy zakres zachowań. Np. gdy dochodzi do tragedii, która potem ostatecznie ma większy oddźwięk. Niekiedy ostatecznie i medialny. Ale małe impulsy, tąpnięcia są z reguły dla dobrych obserwatorów dostrzegalne dużo wcześniej. Niekiedy tragedię zwiastują wydarzenia, które mogły mieć miejsce i 14 lat temu i 20 i więcej. Bert Hellinger sięga nawet kilka pokoleń wstecz. I niektórzy mają go za wariata.

17. Wydaje mi się, że już w domu wesoła dziewczyna powinna usłyszeć, że jej śmiech czy kpina może być przez kogoś NAPRAWDĘ niemile widziana. Że fakt, że się z kogoś bezczelnie śmieje nie tylko nie jest dowodem żadnej inteligencji i wzorowania się np. na Kubie Wojewódzkim – jedna chamska dziewczyna mi raz przywołała jego osobę w kontekście chamstwa połączonego ze śmiechem jako dowodu na inteligentne zachowanie. Jak dla mnie człowiek jako osobowość jest już przegrany, pokazał już wszystko na co go stać, do czego może się uciec, na co sobie pozwolić w ramach pozornej akceptacji innego człowieka, a jest to oczywiście posługiwanie się wyłącznie zaskoczeniem. Autorytetu taka osoba nie może mieć więcej, to, czego może mieć już tylko więcej, to pieniądze, ludzie się będą bać tych pieniędzy i tego, jakie to jeszcze zaskoczenia tymi pieniędzmi można wywołać. Tyle wystarczy dzisiaj, można na tym spokojnie zbudować autorytet. To znaczy tyle wystarczy, żeby zbudować autorytet. Jest to raczej dowodem tylko braku wychowania, nie dowodzi żadnej przyjaźni, ale nie jest też odbiciem na ogół żadnej relacji. Relacje to nie tylko akt woli, zwrócenie uwagi na fakt istnienia kogoś, to także wysiłek, to opór przeciwko innym materiom, to przenoszenie spraw w przestrzenie osobiste, intymne, wynoszenie ich poza przestrzeń publiczną, to, co można zaobserwować na Facebooku to nie są relacje i tylko pusty trans, rozbierania się kawałek po kawałku, to konkurs piękności, rywalizacja prowadząca donikąd, bo to przestrzeń, która świetnie i ze 100% dokładnością pokazuje, gdzie właśnie nie ma relacji i gdzie ich nigdy nie było. Kto się może w 100% legalnie zacząć z Ciebie śmiać, choć przed erą Facebooka mogłeś czy mogłaś takiej osoby nigdy nie podejrzewać o to, że może aż w takim stopniu nawet koncentrować na tobie swoje myśli. Pusty rechot często jest odbiciem samotności, nie domknięcia się ostatecznie w żadnej relacji. Np. na Facebooku to po prostu przybiera bardzo przykry wygląd, jest to bardziej żałosne, bo może to zobaczyć nawet Król Nigerii jeśli tylko ma konto na Facebooku. Zawsze jest gdzieś dramat jakiejś idiotki, która nie rozumie granic psychicznych innych ludzi. Co ułatwia jej kultura, gdy jest kolektywistyczna, jak w Polsce. Tu w ogóle mniej uwagi zwraca się na indywidualne granice. W krzywym zwierciadle ukazuje to ostatecznie sfera polityki, ale dlatego, że w mniejszej skali podobne rzeczy dzieją się w szkole, na podwórku, w typowej polskiej pracy, zaułku niedojebanych. Eh, można krowie coś tłumaczyć, ale kiedyś było prościej. Brało się łańcuch i ciągnęło w innej miejsce, żeby ją przepolować. Chłopka też wiedziała, że ma teraz założyć czepek i iść krowy doić, a nie do ludzi. Z czym?

18. Dziwka to niefortunne określenie zdradza jakby mój stosunek emocjonalny do jej życia seksualnego – owszem jej i o ten efekt chodzi planując ogólne zatrucie emocjonalne potencjalnej ofiary. Myślę, że jej nie tyle o mnie chodzi, co o znalezienie idealnej ofiary, w stosunku do której mogłaby dać upust naprawdę wszystkim swoim dziewczęcym frustracjom. Jedna z trucin, po prostu jedna z repertuaru zachowań, na które wpadają dziewczynki odkąd kiedykolwiek zaczęły eksplorować, na co mogą sobie pozwolić. Z reguły w ich mniemaniu, w świetle ich standardów to po prostu wszystko, co wyobraźnia podsuwa jest na miejscu i dozwolone. Jedna z trucizn przykładowo, polega na tym, że gdyby ktoś do niej miał jakieś uczucia, to właściwie dla takiej osoby istotne jest zidentifikowanie tego w możliwie najpełniejszym zakresie i jak najwcześniej, zajęcie w stosunku do tego odpowiedniej pozycji całą swoją istotą, osobą, osobowością. Wydaje mi się, że dla 99% dziewcznek już to jest pierwotny instynkt. I nastawienie się na eksploatowanie zasobów ofiary ze względu na sam fakt tego, że przejawia jakieś uczucia. To się dzieje tak błyskawicznie, że niekiedy nie ma mowy o jakiejść reakcji, ingerencji, że ktoś inny coś zauważy, że ktoś nagle padł ofiarą kogoś innego. Takie ataki gdy są skuteczne, na ogół były błyskawiczne i bardzo zręczne i role ulegają odwróceniu proporcjonalnie do błyskaiwcznie zaindukowanego zaangażowania pod wpływem niekiedy tylko przypadkowego zastanowienia. Nie każde zauroczenie jest zauroczeniem czy od razu zauroczeniem. Pewna refleksyjność, próżnia decyzyjna, niezdecydowanie, jakieś problemy, przestoje w normalnej aktywności jednostki to wszystko może być zidentifikowane jako słaby punkt stanowiący potencjalnie przedmiot nadużyć. Kiedyś dr Elżbieta Zdankiewicz-Ścigała szczerze oświadczyła mi wprost, dosłownie tymi słowami, że ona zbiera haki na ludzi, że żeruje na ich słabych punktach i że to, na co ktoś sobie pozwolił, to zarazem nasze pole do działania. Nigdy takiego imbecyla nie umiałem zrozumieć. To są dla mnie osoby jakby bezpłciowe. Poza kategorią. Ale ciekawi mnie ich ogólnie sukces w sensie na tle całego ekosystemu. Biologicznie to jest fenomen, choć jest to moralnie patologia, coś na co każdym innym okiem, niż chłodna naukowa obserwacja, patrzy się z odrazą.

Ad rem do określenia dziwka przy okazji omawiania tego dziwnego przypadku Agnieszki. Mi wystarczy określenie idiotka, mówiąc dziwka świadomie przekraczam jej granice, gdy ona przekroczyła moje, ale ja wcale nie muszę tak samo postępować.

19. Ponadto osoby w kupie, w grupie, za sprawą syntonii z otoczeniem redukują lęk egzystencjalny i maleje ich wrażliwość na ból psychiczny, ulega ograniczeniu podatność na zranienie. Zupełnie jak gdyby potencjalnie osoby tzw. wysoko reaktywne nagle miały szansę stać się osobami nisko reaktywnymi. Ale to jest złudzenie, które znika, ilekroć osoba zostaje odizolowana od grupy, otoczenia, swojej identyfikacji z szeroko rozumianym społeczeństwem. Np. gdy z zaskoczenia postawione zostaną jej jakieś zarzuty. Więc to samo społeczeństwo, z którym była tak mocno zidentyfkowana może równie dobrze wydać i na nią wyrok. Takie społeczeństwa, jak z książki Rok 1984 to nie fikcja. Żaden autor, który wcześniej czegoś podobnego poprzez empatię nie doświadczył w jakichś okolicznościach w swoim otoczeniu, nie byłby w stanie tego wymyślić. Pewne stany, nawet zbiorowe, trzeba najpierw doświadczyć, żeby wiedzieć, że są, że to w ogóle możliwe. Niekiedy to są rzeczy totalnie nowe dla ludzi, niezależnie od tego, jak wiele form życia zbiorowego ludzkość znała do tej pory. Dla ludzi w świetnej, doskonałej syntonii problemem będą osoby odmienne – o innym kolorze skóry, dykcji, osoby mające dysleksję, problemy z ortografią, osoby nie dbałe w stylu komunikowania się z innymi i nie tyle istotna będzie precyzja i dotarcie do sedna, sensu tego, co ktoś nam chce przekazać. Dyskredytuje się rzeczy powierzchowne, bo tak łatwiej, niż przemyśleć, wgłębić się i dotrzeć do istoty, dlaczego właściwie ktoś z zewnątrz, patrząc na dane środowisko niemal zawsze w swoich ocenach ma rację.

20. Ponadto, ogólny problem empatii, która wbrew pozorom zatraca się w grupie. W grupach ludzi silniejsza jest rywalizacja i agresja. Ludzie z grup mają ucieczkę tylko na dobrą sprawę w bardzo silne, toksyczne i uzależniające relacje. Tam z kolei gdy dosłownie rozpuczeniu uległy wszelkie granice nie wiadomo, gdzie jest „moja”, a gdzie „twoja” empatia. Tutaj dochodzi do największych nadużyć. Moje problemy stają się twoimi problemami, twoje moimi. Jeśli szukać przyczyn samobójczej śmierci np. syna b. Premiera RP. To ja bym powiedział, że tam było straszne bagno w bliskiej relacji, ale możecie dzisiaj poznać już tylko połowę tej prawdy. Niestety. Ale nic więcej już się nie dowiecie. I czasem na tym zależy toksycznemu partnerowi, który szantażem, przemocą wysłał drugą osobę na tamten świat!

21. Problem ograniczonej empatii porównałbym do problemu ograniczonej racjonalności. Empatia często ograniczona jest do tego, co ktoś widział, czego doświadczył, z czym miał kontakt. Nie sięga empatia np. do odczuć osoby, z którą ktoś de facto tak naprawdę właśnie nie miał kontaktu. Mogę z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że np. Agnieszka T. ze mną kontaktu nigdy nie miała. Patrząc po prostu jako człowiek, z dzisiejszego punktu widzenia na ten stan może i powinienem w przypływie poczucia odpowiedzialności pomyśleć, a może nawet powiedzieć, że szkoda. Chciała, wydawało jej się, że go ma, ale ja nie reagowałem na nią nigdy empatią. Ja po prostu czułem się lojalny w innych relacjach, miałem ich dość dużo i jedną poważna bliską relację i w sumie czasem człowiek osiąga tak silny stan nasycenia bliskością, że ot taka Agnieszka po latach dawała do zrozumienia na swoim profilu na Facebooku, że mogłem być czy niby byłem jej chłopakiem. Popatrzcie na ten paradoks. Ja tak w ogóle tego nie czułem i nigdy nic podobnego nie odbierałem poprzez to, jak dobrze czułem się w innych relacjach. Raz jedyny zrobiło mi się jej szkoda, gdy już odchodziłem z klasy, a ona tego jeszcze nie wiedziała, że to jedne z moich ostatnich zajęć, widziałem, że jej na czymś zależy, ale była zbyt skupiona na sobie i relacji z koleżanką lesbijką Kasią Paczos (dzisiaj Kasia Grimm), by zauważyć, że coś się nieodwracalnie zmienia już nie tylko w tej dość chorej, narzuconej z jej strony relacji, ale że mnie za parę dni fizycznie w tym otoczeniu nie będzie, bo czułem że dla mnie zmiana otoczenia będzie zdrowa. Ja niestety zmieniałem klasę już w szkole podstawowej, w szkole średniej aż 3 razy. Zawsze był to efekt jakiegoś chorego uzależnienia, którego padałem ofiarą. Na studiach przeniosłem się ze studiów stacjonarnych na niestacjonarne tylko na ostatni semestr studiów licencjackich z powodu chłopki, z którą mieliśmy niemiecki. Ona była bardzo dumna z tego, że jest chłopką. I oczywiście leciała bezkompromisowa filozofia nt. zabijania zwierząt itd. Niestety ja byłem wtedy wegetarianinem. Ale nawet dzisiaj, gdy wiem, że muszę jeść mięso, żeby przeżyć, ciężko by mi się nadal dyskutowało na niemieckim na temat bicia świń. Ona poza tłuymaczeniem swojej filozofii życia świata nie widziała i uważała swój przedmiot za najważniejszy, a ja wtedy zacząłem pisać już pierwsze publikacje, tyle miałem w głowie, że obowiązki związane z językiem niemieckim dosłownie przerastały mnie. Zaczynało mi brakować czasu i siły, by radzić sobie zwyczaje w dyskusjach z nieotamowaną chłopką, która zawsze ma rację. Współczułem zawsze mojej mamie, która ponad 30 lat użerała się z rolnikami, że pieluchę tetrową, przez którą rano przelewa się mleko, zanim pojedzie do zlewni trzeba wypłukać, a nie zostawić na płocie, żeby sama wyschła i żeby na drugi dzień zrobić to samo, tylko przelewając tym razem przez brudną. Chłopi nie wiedzieli jeszcze w latach 80. XX w. co to są bakterie, po co się coś pierze, płucze, myje, dlaczego pewne rzeczy można użyć tylko raz, a potem trzeba wyrzucić. Pozytywistyczne ideały pracy organicznej i pracy u podstaw znam z domu, a nie lektur szkolnych.

22. A propos Agnieszki. Czułem ulgę, ale jej mi było szkoda, bo to tak, jak rozstawać się z małpą. Nie wytłumaczysz jej nic, może wpaść w taki stan, że będzie się w tym pogrążać, nie widząc zupełnie emocji drugiej strony. To tak, jakby narcystycznej osobie było tak bez końca żal jej samej, że zwrócenie uwagi na ten żal tylko potęguje też żal jeszcze bardziej. Czasem jak dziecko się skaleczy, to początkowo nie czuje bólu, nie płacze, ale np. dorosły zauważy, zrobi jakąś nieproporcjonalnie zaskoczoną minę, dziecko nadaje nowe znaczenie sytuacji i wtedy zaczyna się dopiero histeria. Dla pasjonatów psychologii chcę powiedzieć, gdy idziecie na pierwszy rok psychologii i na psychologii ogólnej tylko pojawiają się teorie emocji, naprawdę czytajcie ze zrozumieniem i spróbujcie szczerze, wnikliwie pomyśleć, jak to rzeczywiście z tymi emocjami jest. Na wielu innych przedmiotach w szkole, na studiach nauczycie się myśleć, ale na psychologię idzie się, żeby zrozumieć dlaczego właściwie czujemy tak, jak czujemy, z czego wynikają ograniczenia takiego doświadczenia itd. I jeśli czasem studiujecie, i wydajecie na te studia duże pieniądze, to zanim pomyślicie o tym, żeby znaleźć pracę odpowiadającą temu akurat wykształceniu, które sobie wybraliście, zastanówcie się najpierw, czy rzeczywiście dobrze myślicie w podstawowych kategoriach, czy znacie siebie na tyle, że te studia, czy nazywanie siebie potem psychologiem, nie może wam potem tak naprawdę zaszkodzić. Bo niestety może.