Lekarze mają jak zwykle najlepsze życie

Ostatnio ktoś z polityków PiS próbował zasiać wątpliwość, czy sen. Grodzki nie jest przypadkiem żydowskiego pochodzenia. Powiedziałbym, że raczej wygląda mi jego życiorys na prostszy. Jest po prostu pochodzenia prawdopodobnie chłopskiego. Zawód chirurga jest z jednej strony trudny manualnie i wymaga tej samej wiedzy ogólnomedycznej, co każda inna specjalność medycyny, ale też wymaga połączenia ze specyficznym zestawem cech. Nie chodzi o to, że ludzie o chłopskim pochodzeniu są bardziej psychopatyczni, ale coś z tą wrażliwością jest na rzeczy. W zawodzie chirurga chodzi o umiejętność przełożenia skomplikowanych dylematów moralnych, na konkretne decyzje – tak lub nie. Przeciąć coś czy zostawić, przeciąć i zaszyć, zostawić tak jak jest i zaszyć itd.  Wymagają oceny ryzyka. Ludzie pochodzący ze wsi lepiej radzą sobie z ogarnianiem życia w skali całego roku, kiedy życie ekonomiczne jednostki jest podporządkowane niezależnym czynnikom – pogodzie, porze roku, cenom na skupie, cenom maszyn, kosztom inwestycji odtworzeniowych w rolnictwie czy posiadanym majątkiem i kapitałem. Kapitał to trochę co innego. Majątek może mieć wartość, ale to kapitał tworzy coś, co przynosi pieniądze. Ludzie ze wsi lepiej czują te tematy, a to przekłada się na lepsze zrozumienie ogólnie idei ryzyka. To ma być proste odczucie. Ludzie z miast też są interesowni, cwani i kłamliwi, jak chłopi. I jak Żydzi. To uniwersalne cechy, ale w niektórych tematach są histeryczni, przesadnie wrażliwi, ważne jest, jak coś wygląda, jakie robi wrażenie, a to nie w każdym zawodzie jest ważna umiejętność. Jeśli np. coś ukrywa a propos swojej praktyki lekarskiej, to dla mnie nie różni się w takim wypadku niczym od innych lekarzy. Tacy sami lekarze są w PiSie. W dodatku nie trzeba daleko szukać. sen. Karczewski to dokładnie przykład nieumiejętności porzucenia jakiejkolwiek szansy na zarobek. Nawet jeśli obecność fizyczna jest wskazana, a tak naprawdę wynika to tylko z prowadzonej gdzieś dokumentacji, żeby czegoś „w papierach” nie stracić, to jest to cwaniactwo i zachłanność nie inna od tej, o której mówi Michał Kamiński, gdy wypowiada się na temat Beaty Szydło. Beta Szydło tak z mimiki gardzi ludźmi, którzy mają zbyt wiele dylematów moralnych. Stara się np. ode mnie nauczyć, co jednak powinno być ważne, choć dla niej nigdy nie było i nie może wyczuć. W tym wypadku bawię się nią, jak kot bawi się myszą. Dla mnie to zabawa, jak człowiek nie mający zbyt wielu zasad czy wartości w kółko ogląda się na mnie, żeby sprawdzić, czy dobrze robi. Wkurwia mnie takie oglądanie się na mnie. Mi nikt nie płaci za bycie przykładem czegoś. Czy za to, że ktoś pokroju Beaty Szydko się ode mnie uczy. I ja wyśmiałem już PiS dostatecznie. Ale oni się nie uczą. Lgną, lezą dalej, żeby dostać zwyczajnie po twarzy. Czują się jak zombie, w sensie nic nie czują, ale jakieś taksje i tropizmy wyznacza namiastka jakiegoś poczucia winy, które zagłuszane jest skutecznie spojrzeniem na minę Kaczyńskiego, gdy nie wie się „co robić?”. To żałosne w Polakach, że władza zawsze tak się zachowywała, że człowiek był głęboko przekonany, że są takie sprawy w życiu, w których sam nie uczestniczy i nie decyduje i musi się na kogoś oglądać, kto zdecyduje. Kaczyński świetnie gra w tą grę. Wtedy jest tym który nachmurzy się lub spogodnieje, wykona jakiś gest lub grymas. To ulubione gry akurat takich ludzi. Ale on czuje, że jest przegrany. Wydaje mi się, że ta grupa ludzi chce jak najdłużej tak na krzywy ryj i w zaparte, żeby siłą jeszcze przebić jakieś inne punkty widzenia. Przyjdzie czas, że jak rzeczywistość zacznie już surowo weryfikować charaktery, rzeczywiste dokonania tych ludzi wraz z upływem czasu, to przyjdzie moment, że będą tych pieniędzy potrzebować do tego, do czego dzisiaj potrzebują ludzie z poprzedniej ekpiy. Żeby się bronić pod gradem oskarżeń. Mnie najbardziej szokuje, że dla ludzi z PiSu mieszanie słusznych oskarżeń i fałszywych jest takie naturalne. Że nie widzą różnicy między rzuceniem kłamstwa choćby na zasadzie „a niech się przyklei”a wykazaniem komuś słusznie jakichś błędów czy winy. Ale ja nie pamiętam ekipy, która byłaby lepsza pod tym względem. Każdy kto walczy o władzę w Polsce, walczy o bycie takim nieomylnym, maniakalnym szeryfem, który zna odpowiedź na każde pytanie. Ludzie z PiSu jak zaczynali kilka lat temu jako po raz pierwszy od lat partia rządząca, zaczynali chamsko, obcesowo, na krzywy ryj. Jak tłum na wyprzedaży w Media Markt. Ale z czasem dopiero zorientowali się, że tracą na tym, choć Polacy są do tego warcholstwa przyzwyczajeni. Po prostu dla Polaka ktoś musi coś mieć, nie tylko argument, ale poparcie, partię, siłę, cokolwiek żeby w ogóle go wysłuchano, wzięto pod uwagę. Normalnie ludzie się pchają i to jest normą. Kłamie się w rankingach zawodów, w ogłoszeniach dotyczących naboru do pracy, statystykach dotyczących bezrobocia, komunikatach państwowych, przemówieniach. Kłamie się z głupoty, bo każdy chce tylko osiągnąć efekt, sukces, że jego racja przez chwilę jest na wierzchu. To oczywiście nie jest argument. Polacy nie znają rozmów opartych na argumentach. Dlaczego? Nie trzeba tutaj skomplikowanych rozważań. Wystarczy zobaczyć statystyki dotyczące czytelnictwa. Ludzie którzy nie czytają książek, nie czują takiej potrzeby, nie uświadamiają sobie też tego, jakie konstrukcje myślowe isnieją obok tego, co im samym się myśli. Czują się też obco tam, gdzie trzeba coś przemyśleć czy konieczne jest jakieś logiczne rozumowanie. Z tym czują się często nieswojo. I proste odruchy stadne, słuchanie kogoś, kto w jakimś wrażeniu, jakie wywiera, zajmuje wyższe miejsce w hierarchii. To akurat też typowe dla Francji i Stanów Zjedoczonych. Totalnie nie na miejscu w mniejszych krajach. Np. Polska i Czechy są nieporównywalne. Polacy ignorują Czechów, nawet czeskich polityków. Weźmy kwestie pogłębiania odkrywki kopalni Turów. Jaki jest argument? Polacy mieli plany, to polski teren, koniec kropka. I co? Nikogo tu nie dziwi brak JAKIEJKOLWIEK dyplomacji. Tak jest wygodniej. Dążyć, by uzyskać pozycję siły i po prostu wypowiedzieć zdanie i nie oczekiwać konfrontacji. Brak chęci, umiejętności odnajdywania się tam, gdzie trzeba przedstawić własny argument i poczekać na argument strony przeciwnej to typowe dla polskiej rzeczywistości. I co paradoksalne – im wyżej w tej zasranej polskiej hierarchi NICZEGO. Bo poza Polską to się nie liczy, tak jak Polacy z nikim poza Polską się nie liczą. To po prostu coraz krótsza piłka. I tzw. przeskok do konkluzji jak u schizofreników. To jest banda ludzi, którzy „złapali Pana Boga za nogi” i Beata Szydło wygląda w tym wszystkim jak wisienka na torcie skojarzeń w stylu wideo na YouTube pt. „chytra baba z Radomia”. Sądzę, że sam Kaczyński nie tylko toleruje takie nastawienia, ale ogólnie taki zestaw postaw jest potrzebny. Ludzie z PiS muszą czuć, że na każdym kroku coś z tego warcholstwa nazywanego działaniem na rzecz państwa, mają coś WYMIERNEGO, konkretnego. Najlepiej $$$. I oni już nie zastanawiają się w ogóle co myślą inni ludzie. Przyjmują, że jak sami biorą, to pewnie każdy tak bierze, brał i brać powinien. Kto ma możliwość, kto po prostu może. To nie jest zachowanie na miarę elity, godne tzw. elity. Ludzie o dłuższych niż jedno pokolenie tradycjach, z rodzin, w których jakieś funkcje, stanowiska, udział w polityce był czymś raczej normalnym czują ogromne zakłopotanie, zawstydzenie tym, jak prymitywne jest zachowanie może nawet więcej niż 60-70% polityków PiS. I to nie jest na zasadzie: „oj, jak im zazdroszczę, teraz oni biorą takie pensje, wydają takie fundusze”. To jest raczej: „Boże, jaki wstyd, to, jak nas inni poza Polską widzą będzie już nie do naprawienia, te świnie tak bezwzględnie podeptały wszelkie wartości i zasady i określiły swoje zachowanie, że teraz będzie właśnie swojsko, teraz właśnie jesteśmy wolni, robimy, co chcemy, na tym polega wolność, o to walczyliśmy, a to jest tak naprawdę sranie na jakiekolwiek zasady, naśmiewanie się z tych, co nie dostają pieniędzy dosłownie za nic, śmianie się w oczy i terroryzowanie tą bezczelnością, która nie zna granic i nie ma dna”. Ja widzę wstyd, zakłopotanie u takich trochę starszych polityków, nie z pierwszego pokolenia. Widzę tą rozpacz, ten strach: „Boże, te wszystkie dzieci na to patrzą, co my im powiemy, jak to się stało”. Ale sytuacja się rozwija, ta anarchia, degrengolada pełza i odmienia w trwały sposób postawy i to, co do tej pory określaliśmy polityką. Zachłyśnięcie tą swojskością PiSu zaślepia prostych ludzi i też fakt, że krytycznie myśleć człowiek się uczy. Jeśli ocenia masa, która niewiele się w życiu uczyła, nauczyła, więc i wolniej jako dorośli, starzejący się ludzie uczą się, to oceniają tak, na jakim poziomie jest ich myślenie. I rządzi PiS – partia ludzi prostych w sensie obyczajowym, ale też moralnym. A ci, którzy kiedyś ogarniali cięższe dylematy moralne i nie poddawali się chwilomym trendom, porywom popularności itd. po prostu są, jak patrzę zdruzgotani, że naprawdę unieważnienie ich tradycji, ich wychowania, tego, co oni, ich przodkowie rozwijali nagle jest tak swobodnie interpretowane, wykorzystywane do prymitywnych sztuczek, potyczek. PiS nie jest partią wielkich mocy, wielkich bitew. Ale te małe złośliwości, chamstewka, nawet jeśli zabranie izbie parlamentu 100 mln zł nazwiemy „drobnym chamstewkiem”, to biorąc pod uwagę, że te chamstewka to nowa norma w myśleniu, zachowaniu ludzi wybranych czy nominowanych na zajmowanie rzekomo wyższego miejsca w hierarchii społecznej, to robi się już nieciekawie. I wtedy jeśli spojrzymy na to, że Czesi oczekują, że odbędzie się dyskusja. A Polacy udają, że w ogóle nie ma tematu, to jest mi w tym momencie wstyd. Ja nie chciałem nic już w Polsce, nic z po tych wszystkich zmianach. Każda zmiana jest nie w stronę zmiany o charakterze uniwersalnym i nie jest zmianą na lepsze. To zmiana dotycząca tylko zmiany nazwy czegoś, przetasowania i przeważnie wygrywa ktoś bardziej niegodziwy czy twardszy. I taki, który dwa razy walczy, a jak trzeba to i 10. Czyli nie ma tego, co w dojrzalszych demokracjach, że są pewne rzeczy, których się nie podważa, nie kwestionuje, gdy raz zostaną ustalone. Pewne podstawowe nawet nie normy moralne, ale już subtelniejsze obyczaje. A tymczasem ze mnie ludzie z PiSu natrząsają się bez końca. Zaczęło się od okresu mojej choroby, kiedy nie byłem w stanie ukrywać różnych rzeczy z mojego życia osobistego, bo i tak odkrywały to w niegodziwy sposób osoby, których nigdy nie podejrzewałem przedtem o to, że w ten sposób myślą, postępują, że zwyczajnie wykorzystają moje położenie do czegoś. Ale to zrobiły. To nie jest żadne tam borderline. To jest zwykłe gówno. Tam po prostu miał być dystans, ale mój brak radzenia sobie ogólnie z moim położeniem kilka lat temu rodził pogardę. Czyli tego dystansu nigdy nie było. Patrzenie już w szkole przez ramię, na ręce, wpierdalanie się w każdy szczegół i ocenianie, grubiańskie, agresywne. Grubymi łapami tylko do siebie. Masz Marysiu rację. I dwe dwie krótkie, ale grube łapy umiały tylko jak już złapią to ciągnąć tylko do siebie. I taka B. Szydło pewnie sobie myślała – a co, jak nie protestował, to se wzięła. „A niech se bierze. I ja se wezmę, ściągnę, zerżnę, podpatrzę, podpytam, a na końcu podpierdolę”. Jak nie szanuje chłop tego, co ma, to niech se dziewczyna weźmie. I chciała brać. Ale ja po prostu patrzyłem. Bo jeśli naprawdę by się zbliżyła to bym zajebał. Politycy PiS czują, że mam takie granice, że nie ma ze mną żartów. Ale w zasadzie z reguły w ich zachowaniu widać, że tam się nie czuje tych granic innych. Tak jak w Katyniu NKWD odbierała dokumenty, pozbawiała tożsamości, godności, odnotowywała na liście i potem już ten człowiek szedł bezimiennie, żeby dostać strzał w tył głowy. Tak PiS potraktował równo wszystkich, którzy nie utożsamiali się z nich nurtem, „zmianą”. Chuj wie czym tak naprawdę. Czy ktoś zapytał, czy ogólnie aż taka zmiana była komukolwiek potrzebna? Owszem stopniowa zmiana np. wymiaru sprawiedliwości. Z tym się zgadzam. Ale z narzuceniem nowego autorytarnego sposobu patrzenia na ludzi władzy, dyktando nowych symboli, wartości, bohaterów, jakich np. zrobiono z tzw. żołnierzy wyklętych. To mi się nie podoba. Ludzie z PiS późno zdają się dojrzewać, jak mój brat Janusz. I przez to, że jednak uczą się, dojrzewają. Kiedyś przypomną sobie te wiece, przemówienia, dyskusje. I będzie im wstyd. Ile nie wiedzieli, ile zapożyczyli cudzych, nigdy samemu nie przemyślanych myśli, co jest dowodem płycizny, niekompetencji i zasady, żeby najpierw rządzić, mówić innym, co mają robić, a potem dopiero myśleć. To wszystko wraz z rozwojem, uczeniem się do nich dotrze. I to nie jest tak, że „młodzi” dojdą do władzy, to zmienią coś. Poderżnięto gardła wielu autorytetom moralnym w sposób symboliczny, żeby tylko wygrać. Symbolicznie zamordowano wielu dzieciom ojców i matki, żeby jedna partia mogła odnieść ogromny sukces. Tak, to była rewolucja. Widać było to po agresywnych zachowaniach już jak zostali wybrani, to nadal czuło się takie emocje. Np. u Dudy to były emocje, jakby przed chwilę zabił stado prosiąt gołymi rękami, żeby „mieć co żryć”. Duda zwyrodnialstwo, bezwstydną agresję nazywa odwagą. Chłopku, zakuty, odwaga to jest wtedy, gdy jeśli ci ktoś realnie grozi śmiercią, a ty nadal wiesz, co wybrać, to jest odwaga, a nie że napierdalasz, bo masz siłę i potem czujesz satysfakcję, jakbyś się wysrał. To jest zwykła agresja – masz siłę, ergo napierdalasz. To jest zwykła satysfakcja sadysty. Ale będzie miała swoje konsekwencje w przyszłości. Gdyby życie ograniczało się do „tu i teraz” to sadyści byliby „ustawieni”. Niestety ludzi się ocenia za to, jak przeżyli całe życie. I tacy ludzie odpadają. Kaczyński wytarł coś szmatą i znajdzie sobie potem następną. Bo jest przebieglejszy. Tego się nie ukryje. Te wszystkie wiece, przemówienia, grymasy twarzy – to wszystko jest w archiwach, na YouTubie. Ta niekompetencja. I nie można mówić o zmianie pokoleniowej, gdy zamordowano część przedstawicieli elit. W niegodny sposób. W ten sposób nie dokonuje się zmiana. Starsi ludzie nabrali wody w usta, sięgnęli po antydepresanty. Ale dla młodych ludzi to było złamanie kręgosłupa, sterroryzowanie. Tak Ukraińcy traktowali Polaków na Wołyniu, NKWD w Smoleńsku. Jeśli kiedykolwiek by się okazało, że katastrofa smoleńska była wynikiem zamachu, to biorąc pod uwagę to wszystko, co zrobił PiS po kilku latach od katastrofy ja bym na motywy teraz patrzył szerzej. Jeśli naprawdę są w dużych państwach, jak Rosja osoby zdolne dokonywać takich prognoz, ocen – może nie worgów, ale przeciwników. I nie zawsze to są przeciwnicy Rosji. Czasem to wrogowie ładu, takiej a nie innej cywilizacji, takich a nie innych umów międzynarodowych – najważniejsze przecież zapadły między naprawdę potężnymi. To może ktoś naprawdę zdołał wtedy przed katastrofą przewidzieć te kilka lat do przodu i po prostu w oparciu o własne interesy, politykę, założenia dotyczące cywilizacji podjął racjonalną decyzję, choćby tak naprawdę polegała na zamordowaniu iluś ludzi, to ostatnie zestrzelenia na Bliskim Wschodzie. Nie są to mimo wszelkich pozorów, przypadkowe wydarzenia. I nie będą takimi po głębszych analizach, to myślę sobie, że skoro PiS z przeciwwnikami rozprawiał się niegodnie. To czy Rosja, kraj oparty na służbach GRU, SWZ FR, FSB, przedtem KGB, czy po prostu 10 kwietnia 2010 r. nie narysowali Polakom ich własną krwią, gdzie leży nieprzekraczalna granica? Warcholstwo, napierdalanie A. Dudy, którego w innych krajach już nikt nie słucha. Im mocniej, głośniej, „twardziej”, tym już nawet Macron, który niedługo odwiedzi Polskę, który powinien się w jakimś stopniu z Polską liczyć, sądzę, że z takim Dudą się nie liczy, bo chodzi o sam sposób, ton. To sadzenie się źle wygląda, jest niedojrzałe. Ale świat jest naprawdę mały. A Polacy coraz bardziej agresywni. I myślę, że to, jaki wariant wygrał jeśli chodzi o odbudowanie przez Izrael relacji z USA i Rosją, a unieważnienie i tak słabiej relacji dyplomatycznej z nadal moralnie, kulturalnie słabą Polską, to w tle czuję znowu taki rodzaj groźby, jak wtedy w wakacje 2009, gdy Putin spotkał się w Sopocie z D. Tuskiem. Czułem wtedy grozę. Rosja była silniejsza, radykalniejsza np. w walce z terroryzmem, były powszechne pokazy siły. Tamta wizyta V. Putina była czymś chłodnym, ostrzegawczym. A dzisiaj? Po tym wszystkim, co zostało jeszcze uczynione, powiedziane? To jest dla mnie coś takiego, jakby „nie wystarczył wam, Smoleńsk, robimy wam reprise”. I to jest na chłodno. Polacy myślą, że jak będzie wojna, to ich ktoś ostrzeże. Mój tata się z tego najbardziej śmieje. Jak myślą Polacy. Że to będzie „wydarzenie”. To totalna bzdura. Wojny zaczynają się od małych rzeczy, ktoś przegnie, ale w tle są interesy i nagle człowieka nie ma, nie widzą, jego emocje są niewidoczne. Czy kraje o łącznej populacji 1 mld, 1/7 populacji ziemi podejmując ważne decyzje będą liczyły się z emocjami Polaków, będą ostrzegały, np. padnie strzał ostrzegawczy. Ktoś krzyknie „halt!”, a potem będzie strzał? Czy autystyczna dziewczyna, która np. zaczęła kiedyś mnie dręczyć i tak ile mogła sobie pozwolić, to zaczynało się to intensyfikować, a jak nie było liczenia się z uczuciami, tak się w tym wymiarze nigdy za wiele nie zmieniało. I co, czy tu coś zaskakuje, szokuje? To kwestia czasem wartości, czasem postaw, przekonań, założeń, ale na ogół to jakieś trwałe komponenty emocjonalności, umysłowości, osobowości wraz z powtarzającym się zachowaniem i w pewnym momencie mówimy, że ktoś ma do nas np. chłodny stosunek, nie widzi naszych uczuć czy nie bierze pod uwagę. I tak samo jest gdy ten, jak to w polityce międzynarodowej mówimy „barometr” czy „wskazówka” wyznaczająca temperaturę wzajemnych uczuć, nastawień wahnie się w drugą stronę. Te stosunki są bezosobowe, więc tu nie ma „wychodzenia” – procesu emocjonalnego czy jakiegoś procesu symbolicznego. Jeśli kraje nie są za mocno związane, to może się wahnąć i się w końcu wahnie. Ludzie, którzy nie mają wiedzy z dziedziny stosunków międzynarodowych, jak Duda, z którego się nabijam i go wpuszczam w kanał, bo jest śmieszny. Mi nikt za nic nie płaci. Mam w dupie politykę Dudy czy Kaczyńskiego. Mogę raz być szczery, a może już od dawna próbuję ich wyśmiać, podprowadzić. Ale V. Putin robi to lepiej. Mi chodzi o śmiech z tej pseudoelity. Ale V. Putin to nie jest Liputin z Biesów Dostojewskiego, ani Rasputin, który miał wejścia na carskim dworze. To trzeźwo myślący polityk, którego źródła tej racjonalności tkwią tam, gdzie zaczynał karierę – w służbach. Jeśli ma w końcu plan na politykę wobec Polski. I chce coś zrobić. Wiem, że zrobi to skutecznie. Ja nie sprzyjam samej polityce Rosji. Nie jestem specjalistą od polityki Rosji. Uświadamiam sobie ogrom ich problemów, ale nie silę się na patrzenie na wszystko ich oczami. Ale w podobny sposób oceniami obecną polską elitę. Podobnie się z nich śmiejemy. Z ich niekompetencji, zaciekłości, wielu przywar, wad charakteru ludzi, którzy nigdy nie starali się, żeby innym ludziom czymś naprawdę na poziomie zaimponować. I w tym sensie trzymam tą stronę, patrzę z tej samej perspektywy, choć obce są mi interesy zawrówno Polski, jak i Rosji. Był czas, że bliska była mi jedynie nauka, ale gdy poznałem, czym jest nauka, to też jest tylko kupa śmiechu. No i lekarze. Był taki, którego Żydzi nigdy nie złapali. Ciekawi ci lekarze. A. C. Doyle też był lekarzem, a napisał ciekawe Przygody Sh. Holmesa. Wydaje mi się, że lekarze potrafią patrzeć bardziej do głębi. Nie wiem, czy o to chodzi w polityce. O tym, że śmiem w to wątpić pisałem już w publikacjach naukowych.

https://dzieje.pl/aktualnosci/akta-mossadu-w-sprawie-j-mengele-nieudany-poscig-za-doktorem-smierc

My dinner today

I want to advertize peanut butter of the brand chestnut hill. Looks like generic product. I did not try this before. My hotel in Toronto was so poor in breakfast opportunity that I had only jam and peanut butter. And toasts. And instant coffee. Orange juice was real! The worst are generally dejoneurs in France. After that come anglo-saxon countries.