Miesiąc: maj 2020
Nigdy nie podjąłbym się przesłuchiwania Sylwestra Latkowskiego
http://pis-da.blogspot.com/2014/02/latkowski-i-zbrodnia-sprzed-lat.html?m=1
Ze zgromadzonych zeznań, relacji i ustaleń, których jest naprawdę dużo w artykule i brzmią wiarygodnie, wynika, że Sylwester Latkowski w młodości myślał trzeźwo, miał jakiś swój model racjonalności, nie powstrzymywał się od agresji – zagrań agresywnych, grożenia nawet śmiercią. Szedł drogą, którą wielu szło i idzie, zwłaszcza w Polsce. Ale ile osób, które grożą komuś śmiercią, groziły, rzeczywiście zamordowało człowieka? Wielu ludzi umiera na serce, na raka, w wypadkach. Morderstw nie ma aż tak dużo. Najwięcej to morderstwa w rodzinie, zbrodnie w afekcie. Zabójstwa na zlecenie to trochę inny temat. Z przedstawionych dowodów na sposób myślenia S. Latkowskiego wynika, że owszem szedł drogą, na której otarł się na pewno o gry i dylematy, których wynikiem powinno być zamordowanie człowieka. Zgodnie z taką logiką, retoryką, racjonalnością – morderstwo to zapanowanie nad chaosem, przywrócenie porządku, którego w tych różnych szulerstwach jego zdaniem brakowało. Ale czy rzeczywiście zabił albo zlecił? Tego, w świetle tych materiałów nie dało się ostatecznie stwierdzić. Waldemar S. skarżył się na policji, że grożono mu śmiercią. Z kolei Latkowski „popisywał się”, groził w obecności jakichś świadków, że może trzeba będzie kogoś zamordować (bez wskazania kogo). Nie da się połączyć tych dwóch rzeczy, że tak samoistnie pasują do siebie. W tej historii tak samo możliwy jest nieszczęśliwy dla Latkowskiego, bo spędził jednak trochę czasu w więzieniu, zbieg okoliczności. Ktoś zamordował Waldemara S., ale kto? Ciekawa zagadka.
Gdy docierają do mnie, same, bo ja nawet specjalnie nie śledzę, nie szukam, ale po prostu widzę nowe wywiady itd. I wystarczy mi sprawdzić 1 źródło i już mam jakieś nowe informacje na temat Latkowskiego. Co mnie uderza w tej osobie? To człowiek wielu zawodów. Ukończył szkołę zawodową w dziedzinie obróbka skrawaniem, handlował samochodami, potem zaczął robić filmy dla TVP. Czyli słowem, człowiek kameleon. Umiał się ciągle przekwalifikowywać i nauczyć od podstaw zupełnie nowych rzeczy. Nie wskazuje to na typ gangstera, co człowieka, któremu w jednej roli się nie poszczęściło, więc dysocjował się i stawał kimś innym. Przypomina to tzw. dysocjacyjne zaburzenie osobowości.
Z przyjemnością przeprowadziłbym z tym człowiekiem wywiad psychologiczny, bo jako człowiek z grupy osób z zaburzeniami lękowi, praca z takimi ludźmi, w przeciwieństwie np. do ludzi z depresją, schizofrenią, to przyjemność. Przynajmniej dla mnie. Zaburzenia dysocjacyjne są jednymi z ciekawszych. To choroba szpiegów, kameleonów, Cyganów, wszelkiej maści uciekinierów. Czy człowiek zawsze ucieka bo zrobił coś złego? Człowiek ucieka z prostego powodu dla psychologa przynajmniej – bo się zwyczajnie boi. W Polsce wielu ludzi tkwi w stanie permanentnej psychozy lub depresji, gdy się pogodzili z jakimś położeniem, że czując się odsłonięci psychicznie, podporządkowani, zniewoleni przez jakichś demiurgów, lalkarzy, czując przemożną chęć ucieczki, jednocześnie nie zdobyli się na odwagę, nie wprowadzili skutecznego planu w życie i tkwią. W przeciwieństwie do tego osoby z zaburzeniami lękowymi na ogół wiedzą, w którym momencie wyskoczyć, uciec, odskoczyć. To jest problem na ogół ścierania się dwóch różnych mas osobowościowych, genotypowych, fenotypowych, osobniczych, odmian gatunkowych, temperamentalnych. Jeden człowiek po prostu czuje w jakimś otoczeniu permanentny dyskomfort albo dekompensuje się na zasadzie jakichś zasad, które są łamane. Inni naciskają, wrabiają, wmawiają, bo to z kolei jest dla nich normą. Ja to przerabiałem w SWPS, w SGH, w wielu miejscach. Np. świat nauki to świat psychotyków, którzy przez te frustracje, niemożności, ukończenia dzieła, czasem artykułu, jakiejś myśli, leją się swoimi strumieniami świadomości w świadomości i procesy wolicjonalne innych ludzi, niemal jak w jakimś transie usiłując przejąć ich moce, umysły możliwości i zaprząc w służbie swoich jakichś idei, działań, starań. To wielka sztuka, odwaga i talent, zmobilizować, się zebrać się w sobie, domknąć, własnymi siłami zrobić doktorat, potem habilitację itd. Stąd duża część profesorów, to ludzie, którzy dobrnęli do tego punktu, momentu w swoim życiu stając się tyranami, despotami, będąc w ogóle, być może od urodzenia psychopatami, stępionymi na świat uczuć, wyostrzonymi np. na idee, myśli, pomysły, plany. Nie raz pisałem o tym, jak wykiwałem jednego profesora z SWPS i Florida Atlantic Univesity, a do współpracy byli zaproszeni dwaj sławni profesorowie zza granicy w tym jeden był doktorant Herberta Simona, wówczas już profesor. I ja okpiłem Polaka w oczach tamtych, bo chciał mnie wykorzystać, wrobić w pracę, ale niewolniczą, nieodpłatną, nie dającą mi żadnej korzyści, satysfakcji. Więc okpiłem go ja! Mając trochę takich historii już po kilku latach rzuciłem z niechęcią ten świat. Widziałem już jako dyplomowany psycholog też, jaki może być koniec przeróżnych współpracy i rozumiem ten stan zniechęcenia, wypalenia, znudzenia, znużenia, że znów z kimś historia będzie taka sama itd. Rozumiem ludzi, którzy czasem porzucają rodziny, wyjeżdżają na drugi koniec Polski itd.
Najśmieszniejsze są dla mnie zawsze te różne kurwy. Na przykład takie kurwy z Ryk. Na przykład Krystyna. I inne, którym się wydaje, że jakoby miałem jakieś obowiązki wobec mojej poprzedniej partnerki, a może wobec państwa, społeczeństwa. Śmiać mi się chce. W relacjach bliskich raczej to te dwie osoby wiedzą najlepiej, co się ma sobie nawzajem do powiedzenia. Po 11 latach z Natalią? Nic nie mieliśmy sobie do powiedzenia. To jest taki rodzaj znudzenia drugim człowiekiem. Gdy były jakieś bariery, źródła konfliktów, nieporozumień, one się już pogłębiały. Gdzie indziej gdy się dobrze rozumieliśmy, to się dobrze rozumieliśmy, ale tak samo jak o roku znajomości rozumieliśmy się i po 11 latach. Tu nic nadzwyczajnego nie ma. Człowiek, który porzuca innych ludzi i zaczyna odbudowywać swoją osobowość na nowo, według najlepszej wiedzy, zdrowych zasad, w lepszym dla siebie otoczeniu to człowiek, który nie boi się życia, ryzyka, który wie, po co żyje, że ma jedno życie itd. Natomiast w psychotycznych klinczach i zależnościach żyją różne kurwy i nawzajem obrzucają się gównem, nie mogą na siebie patrzeć, ale ze strachu nie zmienią tego położenia. To jest naprawdę godne pożałowania. Żaden dobry przykład dla jednostki. Żaden dobry przykład dla Polski. Żaden autorytet. Żadna wyrocznia w sprawach obyczajowych czy moralnych. Nie ma o czym mówić.
Dlatego choć przypadki zaburzeń dysocjacyjnych, gdzie stan zaburzenia pamięci, tożsamości człowieka jest głęboki są rzadkie, są zarazem szczególnie ciekawe. Tam człowiek nie pamięta, co robił, kim był przed momentem dysocjacji. Rekordowe przypadki tego zaburzenia, to były osoby o stwierdzonych kilkudziesięciu a nawet kilkuset tożsamościach. W niektórych przypadkach człowiek po zmianie poczucia tego, kim jest, często przyswojeniu nowych nawyków, zachowań, budowie nowych wspomnień, strumienia świadomości nie pamięta tego sprzed zaburzenia. To zaburzenie myli się czasem, ale wśród idiotów ze schizofrenią. Natomiast dla nas, psychologów klinicznych to jest dysocjacyjne zaburzenie osobowości. I diagnozowanie tego zaburzenia raczej powinno następować w zespole psychiatra-psycholog kliniczny. Psychiatrzy nie są dość kompetentni w ocenie zawiłości ludzkich wspomnień, zwątpień, samoocen, emocji, przekonań itd. I regułą jest, że psychiatra diagnozuje widoczne przypadki o charakterze głębokim, medycznym klinicznym – depresje, manie, schizofrenie głównie. Natomiast przy zaburzeniach lękowych ważny jest udział psychologa klinicznego i kontakt z psychologiem. Wszelkie nerwice wymagają czasem wielu godzin rozmów z kimś, kto jest w stanie wejść w te przeżycia. Tu leki rzadko kiedy rozwiązują problemy, bo przyczyna nerwicy to głównie to, co się dzieje wokół osoby i potrzebuje ona wsparcia w zrozumieniu też tego, co się dzieje, bo procesy związane z narastaniem paniki zaczynają dominować nad procesami uświadamiania. Natomiast już w ogóle zaburzenia osobowości tzw. dysocjacyjne zaburzenie osobowości, które nie jest stricte tym głównym zaburzeniem osobowości z trzech podstawowych grup – związanych z alienacją, bądź agresją bądź nerwicą. I tak mamy zaburzenie schizotypowe, schizoidalne, dyssocjalne, narcystyczne z pogranicza (borderline) , unikające, obsesyjno-kompulsywne, histrioniczne. I do tej klasyfikacji nie zalicza się oddzielna kategoria ale zaliczana z grubsza do tzw. nerwic czy zaburzeń lękowych – osobowość wieloraka czy dysocjacyjne zaburzenie osobowości. Ale ma to też podłoże lękowe.
To, co ja wyraźnie widzę w zachowaniu Latkowskiego w wywiadzie to rozpacz, lęk, unikanie. On stosuje bardzo dużo kłamstw ochronnych, ale za jego podejrzeniami stoi jakieś głębokie przeświadczenie, przekonanie, które płynie z tego, że z serca, jest pewien swoich racji, ale boi się też swoich przeciwników. Jak wiemy, siedział już raz w więzieniu i policja ostatecznie nie miała pewnych dowodów. Wystarczyły, żeby go wsadzić, ale to nie były dowody typu zapis z kamery monitoringu, świadek naoczny egzekucji itd. Więc dowody były pośrednie. A jego zachowanie zdradza raczej to, że jego problemem są zaburzenia lękowe. Czy osoba z takimi zaburzeniami może kogoś zabić? Chyba tak. Każdy w określonej sytuacji mógłby zabić człowieka. Będzie miała na pewno wtedy ogromne poczucie winy. Trzeba byłoby być niezłym graczem, by zabić czy zlecić zabójstwo. I dziś okazywać tyle rozpaczy, strachu w przypadku pedofilii, a nigdy nie wykazywać poczucia winy za morderstwo. Albo to jest gra z tą pedofilią. I jako psychopata nie czuje, że udowodniono mu morderstwo, więc może dalej nic nie mówić, żeby się nie odkryć. Albo z kolei jest tak, że już raz niesłusznie wsadzono go do więzienia, choć miał może problemy z agresją. Czuje się winny swojej przeszłości – problemów ze sobą, z samooceną, agresją, ale nie morderstwa – choć może czuje się winny, że dał się wrobić w taką ocenę jego postępowania ze strony policji. Dokumentem na temat pedofilii usiłuje odkupić swoje winy i pokazać, że nie ma ludzi bez grzechu.
Jak wspomniałem na wstępie, nie podjąłbym się przesłuchania i na podstawie samych odczuć, stwierdzenia, co to za człowiek. Ja w życiu nie poszedłbym do szkoły policyjnej i nie nauczyłbym się przesłuchiwania. Policja to stan umysłu, ideologia, psia mentalność. To nie ma nic wspólnego z prawdą. To nie jest inteligentne, ani ambitne, ani nawet godne. Zobaczcie, na czym polega praca policji przy okazji epidemii albo strajków w czasie trwania epidemii. Jako nawet najlepiej obeznany w metodach prowadzenia przesłuchań, choćby najlepsi śledczy mnie uczyli tego fachu, ja sam przed sobą i tak zakładałbym, że mógłbym się pomylić. Dla mnie obie przedstawione hipotezy są prawdopodobne. Życie pokaże samo, kim jest Sylwester Latkowski. Przeprowadziłbym z kolei wywiad psychologiczny, żeby poznać źródła jego dysocjacyjnego zaburzenia osobowości, bo wydaje mi się jako człowiek, najprawdopodobniej w mojej opinii z takim zaburzeniem, po prostu ciekawym przypadkiem.
Ja z wykształcenia, z zawodu jestem psychologiem klinicznym. Świadomie zdecydowałem się na ten zawód. Wiedziałem na czym polega ten zawód i na czym polegają inne. Wiedziałem na etapie wybierania zawodu, na czym polega praca polityka, dziennikarza, prawnika, policjanta. Nigdy nie chciałem być politykiem, lekarzem, prawnikiem, kolejarzem, wojskowym, ani aktorem. Gdy miałem lat 11, chciałem być detektywem, gdy miałem lat 12, to chciałem być elektronikiem, gdy miałem lat 14 przez chwilę chciałem być muzykiem. Gdy miałem lat 15, chciałem być dziennikarzem. Gdy miałem lat 17, chciałem być realizatorem dźwięku, psychologiem i skończyć ekonomię. Co chciałbym dzisiaj zrobić? Zastanawiam się nad budową własnego samolotu albo łodzi podwodnej albo elektrowni wodnej.
A propos pana Latkowskiego. Znane mi są takie osobowości. Znam człowieka, który był szpiegiem WSW, potem filmował wesela, interesował się kryminalistyką, a dzisiaj kosi trawę za pieniądze, a jego hobby to stolarstwo. Na imię ma Zdzisio. I pozdrawiam Pana.
Warto obejrzeć te dwa filmy
Ja się nie będę wypowiadał na temat Sylwestra Latkowskiego. Jest w nim strach, rozpacz i mówi, co czuje. Ludzie, którzy go atakują, nie mają serca, bo człowiek dotknął bardzo trudnego, skomplikowanego tematu. W ogóle całej zakłamanej mentalności tego całego chorego społeczeństwa postkapitalistycznego i stojących na widoku ludzi, którzy swoimi zagrywkami, wypowiedziami, utrwalają, zatwierdzają pewien porządek. Tu nie ma umowy społecznej. Jest konkurs na to, kto jest bezczelniejszy i to ma być manifestacja jednostkowej wolności. Ilu ktoś weźmie jeńców i niewolników. Zapominając, że choć system pracy opiera się na niewolnictwie, systemy państwa, służb państwowych działają w warunkach różnego rodzaju presji, ograniczeń. Nie tylko ustawy, nie tylko lokalne układy, ale ogólne odczucia co do sukcesu, powodzenia, dalszych funduszy morale służby tj. CBŚ, ABW itd. Kręgosłupy tam są pozaginane, jak drzewa w Kraju Basków. Człowiek próbuje coś odkłamać, wyrazić. Stosuje różne środki. Prowokacje itd. Nie dziwię mu się. Widzę, że osobiście jest tą sprawą przejęty.
Tymczasem drugi wywiad.
https://youtu.be/f5C63CxOVyg
Dziwny człowiek. Z rzęs, oczu podobny do Prezesa PKOBP. Podobno psycholog. Autor strasznie wielu książek opisujących jakieś rzekome powiązania. No pewnie też i niezły zjeb, patrząc na to, ile już wydał, napisał, skomentował. Nie oglądałem dokumentu Latkowskiego. Ale gdy oglądam wywiad Węglarczyka z Latkowskim i tą wypowiedź na filmie poniżej samego Sumlińskiego, to czuję, że jest coś grubo nie tak. I sądzę, że na pewno jest taka duża grupa kiełbasiarzy. Dziś sto razy większa i bezwzględniejsza, niż w czasach gdy np. w polskiej psychologii był Andrzej Samson oskarżony o pedofilię wobec dzieci autystycznych, całe towarzystwo to się nawzajem popierało. Nie wiem, czy można powiedzieć kryło. Żeby kryć jeden drugiego, to musi jeszcze wiedzieć, że ma powód, że jest co, za co kryć. Byli tacy Eichelberger, Santorski w Gdańsku. Nie wiem czy wiedzieli, nie wiedzieli. Sam słuchałem wypowiedzi Eichelbergera kiedyś w polskim radiu i sposób mówienia o dzieciach tego psychologa mnie trochę niepokoił. Zbyt ciepły, zbyt czuły ton. Dzieciom trzeba okazywać wsparcie, uwagę, wspierać też w jakichś kryzysach własnej seksualności, czy może zwyczajnie zaufania, atrakcyjności, bo seksualność w przypadku dzieci to aż nadto powiedziane, ale to bardzo trudne. Ponieważ przeżywanie tego przez całą swoją empatię ze strony dorosłego zawstydza to dziecko. To ogromna sztuka rozumieć dziecko, wspierać, a jednocześnie nie rozwalać jemu poczucia intymności, psychiki związanej z postrzeganiem siebie w kategoriach intymnych. Eichelberger coś też ma może nie poprzesuwane, ale rozchwiane. Bezpieczniej, gdy takie osoby powstrzymują się od pracy z dziećmi, gdy jednak mają to poczucie, że te granice są płynne. Np. Samson był alkoholikiem i w pewnym momencie pewnie na tle choroby alkoholowej stracił panowanie nad swoimi popędami, a skrzywdził osoby upośledzone. Tutaj taki rzęsatek gdzieś z Trójmiasta zgrywa kogoś, kto coś więcej ma do powiedzenia. Ale jeśli porównam szczerą gorycz, szok, niedowierzanie, strach i rozpacz w głosie Latkowskiego. To choćby połowa z tego, co mówi to mu się tylko wydawało, to jest to nieporównywalnie bardziej autentyczne w odbiorze z poziomu samych emocji, niż to, co ma do powiedzenia Sumliński. Jeśli ktoś z tych dwóch wzbudza we mnie uczucie, że być może oto mówi jakiś „gangster”. Mówię w cudzysłowie, bo może to co ma na sumieniu to ochrona jakiejś grupy, może jakieś kłamstwa, narcyzm, dążenie do zachowania jakiejś reputacji. Ale robi to tak na chłodno, że wzbudza to mój niepokój. Ja słuchając Latkowskiego, wierzę mu. Choćby to wszystko mu się wydawało, odbieram jego wypowiedź z empatią. Nie odbieram natomiast z empatią wypowiedzi Sumlińskiego. Ale nie chciałoby mi się weryfikować tego, co ma do powiedzenia. Napisał różne książki. Na trudne tematy. Nawet ABW. Tak się składa, był czas, miałem kontakt z osobami z tej instytucji. Owszem, gdy się przyjrzeć to emocjonalnie ci ludzie naprawdę, najbardziej doświadczeni z nich wyglądają jak weterani wojny w Bośni i Hercegowinie. Samokontrola na poziomie mistrzowskim. Koło takiego człowieka mogłaby przez całe wesele aż do 5 butelki wódki leżeć naładowana broń na ostrą amunicję, ktoś mógłby tego człowieka cały wieczór obrażać, ale on by nie chwycił i nie użył jej. Mówię o tym, bo akurat najwięcej czasu spędziliśmy w swobodnym towarzystwie z okazji właśnie wesela. I sądzę, że taki człowiek choćby nawet „miał prawo” użyć, nadużyć czegoś, wie zawsze, gdzie są granice. I mnie nawet zaciekawiło, jak drwi sobie taki człowiek z tego, jak, czy można człowieka nastraszyć, sprowokować. Zabawy takich ludzi wyglądają trochę inaczej, niż normalnych ludzi. Ale choć jestem człowiekiem bardzo czułym na granice, nadwrażliwym, nigdy nie czułem, że ktoś taki nadużywa czegoś w stosunku do mnie. Imponują mi tacy ludzie. Ja przykładowo z natury jestem inny. Mnie z kolei natura nie obdarzył zdolnością jakiejś ogromnej samokontroli, zachowywania tajemnicy. Nie umiem czasem w życiu czekać na nagrody. Łatwo czasem dawałem się przestraszyć, nastraszyć czy zastraszyć. Nie nadawałbym się do stricte służby. Do roli psychologa klinicznego, którego chroni funkcjonariusz albo kilku funkcjonariuszy ABW tak. Ale nie do kogoś, kto może i wie nawet kiedy użyć broni. Poza tym jest zasada, że psycholog nie powinien mieć pozwolenia na broń, posiadać broni. Po to zostaje się psychologiem, by wiedzieć, jak rozmawiać, jak rozwiązywać konflikty, radzić sobie z agresją innych ludzi przy pomocy innych środków, niż np. broń palna. Mnie z kolei natura obdarzyła zdolnością bardzo dalekiego, głębokiego i szerokiego zrozumienia dosłownie każdego. I gdy czytam jakieś sensacyjne opowieści o stricte ABW, a poznałem w życiu trochę ludzi z samej góry, a nie z dołu. Znam też różne sprawy z mediów. Znacie sprawę zatrzymania człowieka, który okazał się wtyczką firmy Huawei? Ja wiedziałem już z mediów. Z wp.pl, że jest coś grubo. Na jakieś 5-6 lat wcześniej byłem przekonany, że Chińczycy mają dawno ABW spenetrowane. Taką miałem wiedzę na temat elektroniki, świadomość. Ale nie dzwoniłem na telefon dyżurnego ABW, bo co mi do tego. Byłem studentem, dopiero poznawałem jako inteligenty człowiek prawny wymiar działania takich instytucji. Ktoś by mnie naraził tylko na ogromny stres, przesłuchując mnie itd. Okazało się, że ludzie z tej instytucji poznali mnie sami. Sami dali o sobie znać. I pokazali poziom, jaki sobą reprezentują, klasę. I choćby to, że zatrzymano wtyczkę Huawei dopiero, gdy ABW miała do dyspozycji twarde dowody z wielu lat pracy operacyjnej, utwierdziło mnie w przekonaniu, że ich metody, może powolne, są skuteczne. A oni działają rozsądnie, racjonalnie. W sprawach wywiadowczych nie jest wskazane działać jak Państwowa Straż Pożarna, jest pożar, to włączyć syrenę, krzyczeć pożar i ściągać ochotników. W tego typu sprawach wszystko jest jakby na odwrót i działania służby, choćby się paliło, do końca powinny pozostawać niejasne. Szpiegowanie w końcu opiera się na tak daleko posuniętej dyskrecji, ostrożności, że ja i tak podziwiam, że są osoby zdolne to ocenić, rozpoznać, podjąć odpowiednie i adekwatne, a także skoordynowane działania. Rozwiązywać problemy precyzyjnie, stawiać konkretne zarzuty, choć do ich postawienia tak wiele może się wydarzyć, tak wiele jest metod na ukrycie działalności szpiegowskiej, że chylę czoła nad doświadczeniem, metodami pracy ABW. I największy cios tej instytucji w III RP zadał kilkakrotnie PiS. I chciałbym wierzyć, że tylko z głupoty. Naprawdę chciałbym wierzyć, że PiS, to tylko gangsterzy. Skuteczni gangsterzy, bo potrafią przekonać ileś milionów ludzi, zostać wybrani do najważniejszej izby stanowiącej prawo w Polsce czy mieć szansę bycia powołanym na jakiś urząd, gdzie nie bardzo kontrwywiad może odmówić osobie z takim poparciem dostępu do jakichś wrażliwych informacji. I mam w całej tej goryczy, kto rządzi Polską, bo tak zadecydował ogół społeczeństwa w wyborach. Wolnych, powszechnych itd. Mam nadzieję, że kiedyś nie okaże się jednak, że Kaczyński jest jednak rosyjskim nielegałem. Chciałbym wierzyć że tak nie jest. Chciałbym wierzyć, że do momentu, aż ktoś stanie się znanym politykiem, założy partię, służby na każdą taką osobę, jeśli będą miały podstawy ku temu, znajdą dostatecznie dużo dowodów, żeby wykazać, że ta osoba jako polityk, rządzący nie będzie działała ze szkodą dla kraju ze względu na powiązania. Nie udało się to w moim odczuciu w odniesieniu do Kaczyńskiego. Wielu ludzi od dawna czuło, co się może stać, do czego będzie dążył, do czego może być zdolny. Nikt ostatecznie skutecznie nie był w stanie się jemu przeciwstawić. Czy to dowód, że należy się Kaczyńskiego bać? Nie. To dowód raczej jego głupoty, uporu. Z takiej pozycji w jakiejś się ostatecznie obsadził, nikt w historii świata nie wyszedł bez szwanku. Dyktatorzy z roli dyktatora wychodzili w trumnie. Ja sam w życiu miałem taki dylemat. Iść w pracę naukową, gdzie wielu będzie patrzeć mi na ręce, czy wycofać się z godnością, przyznać, że nie będę obiektywny, nie będę patriotą. Łączy mnie wiele z wieloma krajami, ludźmi na świecie. Chcę działać dla dobra świata, niekoniecznie nazywać to działaniem dla dobra Polski. W jakimś horyzoncie czasu na pewno i dla dobra Polski, ale tam, gdzie trzeba zastosować jakieś sito, kryterium, sam nie chciałem nigdy musieć się tłumaczyć. Miałem prawo wejść głębiej, miałem prawo zrezygnować. Miałem wybór. I każdy ten wybór w Polsce ma! Również pan Latkowski, Sumliński, Kaczyński, Kurski, Sekielski… W sumie zawód polityka, dziennikarza. Co to za zawód? Poczytajcie komentarze, co przeciętni ludzie już dziś o Was piszą. Mądry człowiek, który ma coś do stracenia, dobre imię, nazwisko. Zastanowi się nie 100, a 1000 razy, co ma do stracenia.