Mocne zaklęcie

Umieraniu poświęconych jest wiele utworów Roberta Gawlińskiego. Gdy miałem 15 lat, lubiłem te utwory, są niby każdy o czymś innym, ale tak naprawdę wszystkie są o tym samym. Jednych ludzi pewne przeżycia uskrzydlają, dla innych są rodzajem głuchego ciosu od losu. Gdy widzę sam lyrics to nawet uśmiecham się ironicznie. Widząc sam tekst, gdy muzyka w głowie cichnie, dopiero dostrzegam, że jest nieco histeryczny, melodramatyczny. Ja patrząc przez teksty tego artysty domyślam się, jakim on musiał być tchórzem, że aż tyle musiał potem piosenek napisać. Chłopie, kupić sobie willę pod Warszawą za Baśkę, ale stchórzyć wtedy, gdy widok dziewczyny spowodował, że czujesz jakbyś umierał, to inny kaliber. To pierwsze niektórym z nas się uda. Nazywa się to pomyślnością, powodzeniem, szczęśliwością. Wielu to się nie uda. Ale dać dupy w tym drugim, ale chwalić się za Baśkę. Był czas, że czułem się jedyną osobą, która Roberta przejrzała. O co w tej jego twórczości chodzi. Te jego utwory to jeden wielki żal. Nieszczęśliwy lament i histetia nad własnym tchórzostwem.

Wilki – Eli lama sabachtani

Z Tobą odeszły anioły
Jest noc w ogromnym domu
Umierałem i wołałem do nich
Nie ma nas, nie ma nas

Nie ma nas…

Płynie miasto a ja w nim tonę
Białe mury upadły i koniec
Brud dookoła i sam na ulicy
Kiedy krzyczę, kiedy krzyczę

Nie ma nas…

I tak wszystko to co mamy jest w naszych sercach

Nie ma nas…

Eli Lama Sabachtani, eli, eli…

Z Tobą odeszły anioły
Z Tobą odeszły anioły
Nie ma nas, zostałem sam, sam
Zostałem sam, sam…

Dzisiaj widziałem o 10:05,06,07,08 dziewczynę w 95% taką jak Wiktoria

W sensie z tyłu. Nie raz widziałem jakie to jest proste dla mało wrażliwych osób. Ja mogę opowiedzieć, jak to wygląda z mojej perspektywy. Czy coś widać np. po mnie? Nie. Mam alergię na słońce, trochę zaburzony sen, odsypuam zmęczenie. Lecą mi łzy od tego. Ale jak zobaczę dziewczynę, która mi się podoba, to nic nie widać. Nie uśmiechnę się nawet. Ale jak ona idzie dalej i kontynuuje swoje życie nie wiedząc, co czuję, choć tak wolę i tak, to coś we mnie obumiera. Mi zakochanie nie raz kojarzyło się ze śmiercią i umieraniem właśnie. Znam dobrze ten stan. To taki proces zapadania się do wewnątrz. Dobrze opisane są takie wrażenia jako stan w Locie nad kukułczym gniazdem. Natomiast jeśli ktoś mi się zwyczajnie podoba, to na przykład tak jak wczoraj. Przyjechały do mnie 3 ładne dziewczyny. Gdybyśmy się choć odrobinę znali, to zażartowałbym „do mnie??? Ale na pewno do mnie?”. Czasem chce mi się uśmiechać albo żartować. Ale czasem widzę kogoś, jak dziś. I nie jest mi do śmiechu. I mam jakieś retrospektywne przeczucie, że musiało się jak nie rok, to dwa lata temu coś wydarzyć podobnego, ale we mnie widocznie jako doświadczenie umierania, obumarło to doświadczenie np. z. Wiktorią. Być może do takich osób mamy odwagę tylko na pogrzeb. A i to może być stresujące. Na śmierć nie wymyślono jeszcze lekarstwa. A umieranie to proces. Ludzie jeszcze wrażliwsi ode mnie mogą np. zachorować na schizofrenię prostą po takiej jednej sytuacji.

Telefony

Chociaż w ostatnich latach na temat odblokowywania telefonów dowiedziałem się znacznie więcej, niż wiedzą w niejednym serwisie telefonów, nie rozumiem do końca, bo nie wierzę do końca we własną głupotę. Ostatni backup mojego telefonu mam z początku czerwca. Na razie poziom uruchomienia mojego telefonu, który po prostu przestał działać oceniam na „hard”. Jest to frustrujące. Ale chcę odzyskać zawartość telefonu sprzed miesiąca i what? Nie znam hasła do backupu. Dosłownie żadne z kilkudziesięciu z głowy, ze wszystkich kartek, które mam pod ręką i miejsc gdzie przechowuję notatki sprzed miesiąca. Dziwna sytuacja. Ostatnio taką głupotą wykazałem się w 2005 roku. Zniknęły mi między innymi, ale to nie było najważniejsze, wszystkie zdjęcia z Paryża. Gdy jechałem rok temu w lipcu, to jednym z celów, jaki mi przyświecał, było odwiedzić wiele miejsc, skąd nie mam po prostu zdjęć, a miałem! Wtedy to była awaria dysku twardego. Potrafię sam niejedno odzyskać. Ale wtedy sporo różnych rzeczy mi nagle zniknęło z komputera, jakby ktoś specjalnie wziął i wykasował mi pewne foldery. Awarii to nie przypominało. Znam się na awariach. I wkurwiam się, bo dobrze wiem, mam 6th sense do ingerencji człowieka. I pan, domyślam się tylko, gdzie mógł jeszcze na jakim etacie pracować, a mam go cały czas w telefonie jako Janusz-komputer – nawet on mi nie pomógł. Dziękuję Panu za naszą rozmowę jakieś 4 lata temu. Po tylu latach wybrałem numer z myślą, a może to ten sam człowiek, może po 10 latach odbierze ten telefon. Odebrał. Ale sposępniał przez te lata. Człowiek, który wie za dużo o technice nie jest wcale optymistą…

Jessica wystawiła mi bardzo drobiazgową opinię w języku niemieckim

Prawdziwy kameleon! Ja także życzę powodzenia. Jak zobaczyłem pierwszego dnia odcisk buta z podeszwą taką, że ja takich butów nie noszę, i to na drugim końcu ogrodu, gdzie coś normalnie robię, więc na ogół goście czują się skrępowani, bez wcześniejszego zapytania, akurat tam się znaleźć. I nieźle poturbowane były koniczyny. I tak sobie pomyślałem, hmmm… cóż by to miało oznaczać. I no cóż, dalej nie wiem! Ale były w Waszym teamie osoby bystrzejsze. Jeśli ktoś mi coś chciał skutecznie zakomunikować, ale mówię z młodszego pokolenia, to zakomunikował.

Kartoflanka

JG, PN, PG się ślińcie się tak na tą kartoflankę.

Dla mnie to zwykła zacięta niereformowalna „motyczka”. Ale nie polska! Mieszana. Porządnie pomieszana.

Przypomina mi z tego zawziętego bycia pewnym swego moją lektorkę  od niemieckiego z SGH – Czerską, przez którą na sam koniec studiów licencjackich przeniosłem się na studia niestacjonarne popołudniowe, bo bałem się, że ze wszystkiego będę miał piątki, a ona i tak mnie upierdoli, no bo tak! Nienawidziła mnie przez kilka lat, że na jej filozoficzne wsiurskie wywody o wyższości życia na wsi, świniobicia (serio – to było, w języku polskim do tego tematem rozgrzewki tematycznej przez zajęciami z niemieckiego), reagowałem obojętnością, a często też pogardą.

Pani Dziekan Studium Licencjackiego Wojtkowska-Łodej coś wie o tym, jak się czułem zaszczuty. Czekałem ze 3 godziny na konsultacje do pani dziekan w kolejce. I dopiero w ciągu 2-3 tygodni za którymś razem udało mi się dostać na konsultacje. I wybuchłem złością w trakcie rozmowy z panią Wojtkowską-Łodej, co może do dzisiaj pamiętać. Decyzja o przeniesieniu ze studiów za które się nie płaci, bo są efektem wyników, egzaminów wstępnych, zaszczytu, nobilitacji, ciężkiej pracy, na ostatnim roku, to musi być coś, co jest podyktowane ogromną niesprawiedliwością, frustracją. Praktycznie dziekani takich decyzji nie podejmowali dla dobra studentów, bo to jest nieracjonalne, niezrozumiałe, degradujące dla studenta, upokarzające (słabych zawsze się po pierwszym semestrze odrzuca, a z kolei dobrych studentów na ostatnich latach, ale przepracowanych, ja nawet już miałem publikację, usiłuje się odwieść od autodestrukcyjnych zachowań spowodowanych stresem), a ta dziekan zobaczyła we mnie, że akurat ja jestem na granicy załamania nerwowego z powodu szczucia takiej lektorki Czerskiej, bo miała jakiegoś w domu frustrata męża wojskowego i jak wiele bab, upatrzyła sobie znów akurat mnie jako kogoś, kto odpokutuje za to, co ona tam gdzieś w domu z kimś, chuj wie kim przeżywa.

Podszywa się bez końca i usiłuje negocjować znaczenie przeszłości. A to nie jest negocjowalne. Ada Makowska była rzeczywiście moją dziewczyną. Potem Ola z Zabrza, miałem jeszcze dziewczynę z Poznania. Potem była Monika, aż 2 lata, gdy się kartoflanka usiłowała wpierdolić. Nie przeczę, widziałem, że się jej podobam. Ale to nie ma znaczenia z punktu widzenia wtedy związku z Moniką, bo z Moniką byłem jeszcze 2 lata! Raz miałem moment zwątpienia. Zastanawiałem się, czy nie wybrałem kilka lat później Natalii dlatego, że kiedyś Agnieszce udało się przez chwilę wpierdolić do mojej głowy. Uczciwie się nad tym zastanawiałem. I zrobiłem kilka eksperymentów, żeby o tych uczuciach się przekonać i Agnieszka nawet tego zdaje się, nie zauważyła. Agnieszka podobałaby mi się tylko wtedy, gdyby nie miała tak zjebanego, nieustępliwego charakteru, który przekreślił po prostu jakikolwiek z mojej strony stosunek. Ten stosunek się nie wykształcił przez to. Tam są siatki projekcyjne albo ogromne emocje z jej strony w odpowiedzi na pustkę z mojej strony (to nie jest obojętność, ja nie widzę tam niczego, do czego miałyby moje uczucia spontanicznie się wyzwalać) i za każdym razem, gdy się to przepełni, przeleje, znów jej ta zgeneralizowana czara goryczy, przygotowuję się jak na wojnę, bo wiem, że jest chora psychicznie. Na szczęście mój tata też już wie. Ale gdy zmieniłem klasę z powrotem na Puławy, zrozumiałem, że ta osoba się nie zmienia. Nic się nie zmieniła. Ma strasznie zacięty i ciasny umysł. Ma to też plusy. Nie będzie lepsza, ale nie będzie i gorsza.

W 2014 roku wybrałem głupi sposób uświadomienia, unormowania tej relacji. Pisałem dużo, myśląc, że to brak kontaktu przez lata, zaabsorbowanie związkiem poczynił rany na jej psychice. Założyłem, że ten kontakt w obliczu widocznych urojeń z moich powodów, które wyglądały dosłownie jak blizny albo jakieś bruzdy. I odkąd się zorientowałem, że nie ważne, że nie z mojej winy, ale mojego powodu, usiłowałem przynajmniej pewną normę w jej poczuciu tego, co jest, co jest prawdą, gdzie jest rzeczywistość, przywrócić. Ona to wykorzystała tylko, żeby mnie obśmiać, próbować podporządkować i ustawiać na zewnątrz, że to jakaś relacja, a może że to ja się staram, że może się spalam, że ona mnie odrzuca. Cokolwiek, byleby, obojętnie choćby najbardziej toksyczne, ale trwało, bo najgorsza relacja, która trwa jest lepsza od jej braku dla osoby, która tak zapalczywie dąży do czegoś i usiłuje sobie wrażliwszą od siebie psychikę podporządkować.

W kontekście powyższego ciężko jest dyskutować o osobach, które się zakochują, jak Wiktoria, bo tracą siebie do końca. Nie chcą mnie podrobić, upodobnić się, jak Agnieszka, by mi coś ukraść, skupić na sobie uwagę, o którą są zazdrosne, że przypada mi. Wątpię też skądinąd, że Wiktoria naprawdę się zakochała. Była na etapie, na którym jest wiele dziewczyn. Wiele jest etapów pośrednich, zwłaszcza bez kontaktu, projekcyjnie, na odległość, trochę tak, jak nam się podobają osoby, które są znane, bo są, ale my, wydaje nam się, nikomu możemy nie być znani. Ja do dziś tak się czuję i tylko w takim poczuciu jest mi dobrze. Może to dziś jest moje urojenie, ale dobrze mi z przekonaniem, gdy czuję, że nikt mnie nie zna. Niektóre do końca życia tkwią w takim zawieszeniu i popadają w samozakłamanie. Nie wątpię, że akurat Wiktoria by szybko zrozumiała, jak toksyczny jest ten stan. Ale mi też coś przypisała. Pewnie niesłusznie, ale nie wiem, co było tak naprawdę w jej głowie. Różne rzeczy. Ale to była z kolei osoba, z którą za szybko by to poszło w relację. Pewnie się bała tej zawiści. Pewnie wszystkiego dosłownie. Antycypowała. I mojej agresji, zmienności itd. Ale z Wiktorią zadziałałoby to jak z Moniką. Monika podobała mi się kilka lat wcześniej, ale bałem się w ogóle o tym rozmawiać. I gdy to się stało, to musiało minąć 2 lata, zanim miałem w sobie dość sił, żeby relację, która też stała się toksyczna, ale z przyczyn dla mnie i dla Moniki niezależnych, przerwać. Ze mną nie byłaby szczęśliwa, bo właśnie te interesy. Prawie każda pizda z Ryk i okolic to lepsze WSI od innego. Każdy z jej otoczenia, z mojego otoczenia, miał inny pomysł, a te uczucia były silne i sytuacja się robiła coraz bardziej napięta i trudna. A z kobietą tak wrażliwą, Wiktoria też pewnie taka była, robi się czasem tak, że one gdy raz utracą takie pierwsze porozumienie z mężczyzną, to jest to dla nich straszna trauma, potem postępują takie różne nerwice u dziewczyny, a jak środowisko jest tak nienawistne. Ja nie wiedziałem, że mam wokół siebie aż tak nienawistną Agnieszkę. Dobrze że wtedy tego przynajmniej nie wiedziałem. Monika wtedy też nie przeżyłaby tego. Wrażliwe dziewczyny nie są w stanie przerobić psychicznie po prostu takich ładunków prostych w sumie emocji, prostych osób, ale intensywnych, powtarzających się. Te zacięte osoby z kolei są niezwykle skuteczne. Dlatego ostatecznie to oni kończą w szpitalach psychiatrycznych. A ja zrozumiałem w 2012 r. po 7 latach studiów, że jednak nie jest moim powołaniem w takim miejscu pracować. Nie każdy ma szansę poznać pracę, organizację takiej placówki, więc doświadczenie cenne, ale nie będąc nigdy pacjentem, a jedynie kandydatem na personel, z przykrością przekonałem się, że to nie było moje powołanie. I ta świadomość, że to nie dla mnie kiełkowała stopniowo już wcześniej.

Pamiętam w 2007 roku może taką panią na ławce koło szpitala psychiatrycznego w Bolesławcu. Studiowałem już psychologię kliniczną. Drobna pani, nikt koło niej nie przebywał. Ale jak spojrzało się na jej wyraz twarzy, to w środku empatia nawet nie umożliwiała odkodowania tego stanu. Trudno odzwierciedlić takie nagromadzenie nienawiści, zawiści itd. Taka osoba w skrajnych przypadkach może nawet nie jest winna temu. Urodziła się z taką zapalczywością i ten stan ją zgubił. W takim szpitalu nikt się nie kręci nawet koło takiej osoby. Rodziny bez skrupułów oddają takie osoby „na leczenie”. To prawda, że te osoby są odpychające, że odrzuca ich spojrzenie, że ich poczucie niesprawiedliwości jest nadęte, wyolbrzymione. Że zrozumienie np. krzywdy każdego nie jest dla każdego. Osoby empatyczne to właśnie dokładnie pierwsze ofiary takich osób. Chorych osób. One jakąś krzywdę naturalnie mają, ale ich cwaniactwo, spryt odpowiadają za to, że o prawdzie z reguły personel szpitala, psychologowie, psychiatrzy dowiedzą się na końcu, gdy będzie już ileś ofiar, zmian leczenia, nieporozumień, gdy już każdy będzie czuł, że jest coś nie tak i że ten fałsz jest diagnostyczny i wskazuje na to, że prawda leży gdzie indziej. Że ta osoba popełniła jakiś ogromny błąd. Że na ogół jej własna wina, podłość leży na przeszkodzie do wyzdrowienia, pogodzenia się ze sobą i z innymi. Te osoby są na ogół małe. Godne pogardy, żałosne, a gdy wychodzi na jaw, co tak naprawdę skłoniło je do tej całej patologii, to nawet doświadczonym ludziom chce się wymiotować, zwłaszcza wtedy, gdy ktoś w międzyczasie zginął, został zamordowany, popełnił samobójstwo, bo filigranowa osóbka „bała się” powiedzieć łaskawie prawdę. Tak to zwykle jest. One owszem pieniaczą się, chorują czasem coraz bardziej. Strach zżera ich wnętrzności. Ale cały mechanizm, cała ta nieodpowiedzialność, to jest tak małe, że gdybyście zrozumieli, że szpital to kłębowisko właśnie czegoś takiego, to też pierdolilibyście taką pracę. To tak jakby chcieć leczyć takiego Kaczyńskiego. A po cholerę? A komu do szczęścia potrzebne jest takiego dziada akurat uszczęśliwiać, uświadamiać? Wiele osób zasługuje na świadome, rozumne życie. Ale słusznie wielu z nas los niektórych jest szczególnie obojętny.

Dziewczyny się strasznie różnią między sobą. Są takie, jak ja. Zmienne z godziny na godzinę, z minuty na minutę, ale są też zapierdolone kartoflanki, które tkwią w zacięciu przez lata. I utożsamiają ten stan z najlepszymi cechami ludzkimi tj. wierność, konsekwencja, siła psychiczna, wytrwałość, silne przekonania, zdecydowanie, konkretność. Uważają się za dominujące osoby, którym należą się takie przywileje, jak wpływ na myśli, uczucia, zachowania innych ludzi. Widzę, jak już się zsikali z wrażenia faceci z dawnego mojego otoczenia.

Rzygam tym. Cieszę się, że nie jestem już waszym kolegą. Nigdy tak naprawdę nie zasługiwaliście na moje towarzystwo. Bardzo łatwo tej kurwie wprowadzić między wami zamęt. Takich ludzi należy się wystrzegać dla bezpieczeństwa, pomyślności, jakiejś swobody życia i normalności. Jestem psychologiem klinicznym, ale nie wyleczę ludzi z toksyn, uzależnienia od czasem jednej tłumoczki, która w swoim grajdole nadaje ton, bo się im podoba, bo może, bo nie ma chuja we wsi.

Wtedy gdy domyśla się, że będę czuł się z jakiegoś powodu w życiu wyjątkowo źle, wżera się w
świadomość ludzi wokół mnie, żeby znów oni uwierzyli, bo mnie ta szmata nigdy nie przekona, że to
ona może zacząć dyktować treści mojej świadomości, bo stan zwątpienia, to dobry moment na objęcie
przewodnictwa, kierownictwa, inspirowanie, motywowanie na swoją modłę, sianie toksycznego zamętu,
żeby zwyczajnie swoim chamstwem upodlić.

Typicky Česky byt, ale +++

Dveře jsou ok, ale barva hmm… Koupelna je barevna… Točíte schodište je velmí umělecke. Typické Česke nápady. Kovove, svařene věci, stavba jak v Německu. Barvy jsou občas revoluční (tak podle meho pocitu samosř.)

https://www.relia.cz/pronajem-byty-3-1-liberec-okres-liberec-pronajem-mezonetoveho-bytu-3-1-83-m2-liberec-nam-trzni-9713

Bardzo mi przypominasz pewien rodzaj szaleństwa, które obecne jest w rodzinie od strony mojej mamy

Ale nie będę o tym pisać. Temat zaburzeń psychicznych to moja specjalność. A nie mogę pisać o wszystkim, bo z czego ja będę żył. Rzecznik polskiej psychiatrii już żre mi z ręki, a ja na tym nawet nie zarabiam! Miałem już osobę w rodzinie, która lubiła mnie w podobny sposób straszyć. I jeśli prawdą jest, że ta część rodziny wywodzi się z mniejszości holenderskiej, to być może jakimś cudem współdzielimy jakiś rodzaj zmienności, na której rozwija się u niektórych osób rodzaj choroby psychicznej i mam dowód na etniczne podłoże niektórych zaburzeń. Są uwarunkowane genetycznie i są jak odcisk palca. Rozpoznałaś mnie kiedyś właśnie po tym, a może nawet nadal sobie tego nie uświadamiasz.

https://www.instagram.com/p/CDGYgBMBndC/