Ważny szczegół, którego nie widzicie

https://wiadomosci.wp.pl/tatry-topr-prosi-o-pomoc-w-poszukiwaniach-6559549314214784a

Pewność siebie i poziom nastroju, napęd wskazują na tryb myślenia właściwy dla dużego miasta. Moje zdanie w sprawie tego zaginięcia jest takie, że ta osoba nie była zdrowotnie i psychicznie przygotowana do wyprawy w góry. Kto mieszka na stałe w górach, ten wie, kiedy się wybrać w góry. W góry nie chodzi się każdego dnia. Co mogę doradzić osobom, które z dużego miasta wyjeżdżają w góry? Nie wiem. Różni jesteście. Macie więcej problemów psychicznych. Moim zdaniem wszelkich manii, depresji, nerwic nie da się leczyć jednym i forsownym wyjazdem w góry. Jedziesz do Zakopanego? Planujesz spędzić cały wyjazd na Krupówkach? To w zasadzie nie musisz nic specjalnie robić, zmieniać w zachowaniu. Jeśli natomiast planujesz wyjście w góry, to zaplanuj to, przygotuj się, wybierz okres, który nie pokrywa się z astronomicznym przesileniem pory roku, zmianą pogody np. z letniej na zimową, 2 razy sprawdź, co zabrałeś czy zabrałaś ze sobą. Wyeliminuj niepotrzebne rzeczy. Ale nie zapomnij o żadnej niezbędnej rzeczy. O naładowaniu telefonu, zabraniu czegoś, żeby zapewnić sobie ciepło, wodę i odrobinę jedzenia. Nie wolno iść w Tatry bez papierowej mapy. Załóż, że przejście planowanej trasy zajmie ci 2 razy więcej czasu albo że są miejsca gdzie może tego dnia nie dotrzesz. Planując trasę planuj tak, żeby zawsze brak pod uwagę powrót tą samą lub najkrótszą drogą.

To, czego nie widzicie, a ja widzę, to nastrój, jakby kobieta szła do centrum handlowego, a nie w góry. Zabrakło dnia może dwóch na adaptację. Jeśli na coś choruje ta osoba, to może zabrakło wizyty u lekarza przed wyjazdem w góry. Powiem szczerze, że nikt kto żyje na co dzień w mieście, nie nadaje się pierwszego dnia iść w góry. Stresem jest zmiana. I obciążeniem. Ilość bodźców w mieście i zmiana sytuacji bodźcowej. Nagle przyroda, cisza. Nie ma kogo o coś zapytać, czego nie zaplanujesz, nie uwzględnisz, nie przewidzisz, to tego nie masz. Nie dysponujesz tym w sytuacji awaryjnej. To jest naprawdę proste. Różne sytuacje się zdarzają. Ale to inne źródło paniki. W mieście może rozjechać cię samochód, okraść urzędnik, państwo, rozjechać samochód, np. rządowa limuzyna. Twój stres to lokalna lub krajowa czy globalną polityka, pęd, że nie zdążysz załatwić sprawy. W górach tego wszystkiego nie ma. Ale jest co innego. Młoda kobieta nie musiała mieć od razu zawału. Ale mogła mieć zmianę nastroju, którą można porównać do załamania pogody. I w następstwie tego napad paniki. W następstwie serii zbyt wielu zdarzeń i może błędnych decyzji pod wpływem lęku, mogło jej się coś stać. Również ze zdrowiem, pod wpływem nagłego stresu o charakterze, który nie wynikał z tego, do czego była przyzwyczajona. Ludzki umysł/mózg ma tą naturę, że cały czas przewiduje. Uzależnia się od przewidywania. Ale gdy człowiek znajdzie się w sytuacji nowej i w dodatku pierwsze jakieś doświadczenia na skutek może bodźca z otoczenia, czasem np. wspomnienia uruchamiana jest lawina reakcji. Np. najpierw nietypowy wgląd, oczekiwanie, przewidywanie, potem nagła panika, potem zła decyzja, potem kolejna panika, potem hamowanie ochronne, konfrontacja z bodzcem, znowu panika. Różnie to może wyglądać. Gdy raz się uruchomi układ limbiczny, a nie jest skalibrowany do sytuacji, jakie mogą spotkać człowieka w górach, to też myśli i obawia się bardziej też tego, co normalnie stanowi zagrożenie, ale w tym świecie, z którego się na chwilę wyjechało. Wtedy mówimy o lęku. Np. w zespole lęku uogólnionego są takie wspomnienia, reakcje, ruminacje, samorzutne jakieś doświadczenia oparte na irracjonalnych źródłach, skojarzeniach.

Niestety ta osoba może już nie żyć przez serię złych decyzji, niefortunnych zdarzeń, emocji, z którymi sobie nie umiała poradzić w nieznanej sytuacji.

Od około 13:00 do 20:40 szukałem książeczki płetwonurka

Znalazłem 20 min temu. I tak mam dzień „do tyłu”. Jutro ostatni dzień przed spuszczeniem wody w Hejnicach. Deszcz będzie pewnie padał i będzie zimno, ale to doskonała pora, żeby przetestować skafander, który teraz przygotowuję. I ten prawdopodobnie będzie spełniał wszelkie wymagania, jakby był nowy. W którymś momencie życia być może dojdę do etapu, na którym są osoby, które schodzą np. na głębokość tej „anomalii” na Bałtyku. Znam lekkoduchów. Nawet jednego lekarza nurkowego, który mówi „ot, jak głębiej niż 40 m, tylko idzie więcej smarków, a tak podobne wrażenia, jak na 30-40”. 32 dla mnie to było naprawdę głęboko. Nie chodzi już o tą masę wody nad głową, którą w ciepłych wodach widać, jak nisko względem powierzchni jestem położony. Ale naprawdę ciężko jest ze wszystkim, oddychać, ruszać się, woda na tej głębokości wywiera takie ciśnienie, jakie nie panuje nawet w oponie bezdętkowej przeznaczonej na autostradę  jest ok. 1,5-2 krotnie większe. I to nie jest cyrk, wesołe miasteczko, żadne wow, skoki spadochronowe. Tu trzeba mieć siłę wziąć każdy oddech i jeszcze ładować powietrze w BCD, dużo tego trzeba pompować na tej głębokości, wychodzi się powoli i od razu trzeba już wypuszczać z BCD, żeby nie wyrzuciło na powierzchnię, bo wtedy można tylko liczyć na to, że pójdzie tylko krew z nosa i przyleci szybko helikopter. Tak to naprawdę wygląda. Jeśli ktoś nawet ma świadomość, że go za chwilę wyrzuci i jak leci jak rakieta do góry to ma może sekundę może dwie, żeby pożegnać się z przytomnością i liczyć na to, że się ją jeszcze kiedyś odzyska. Po godzinie nurkowania może to być niebezpieczne i z 10 metrów. Np. barotrauma płuc, bo najbardziej zmienia się objętość wdychanego powietrza, lub z 30+ metrów ze względu na kilkuminutowy ew. sekundowy no dec time i bardzo szybko postępujące nasycanie tkanek azotem, który nie może na powierzchni po chwili występować w objętości, która wynika z wielokrotności tego, co w naturalny sposób na 30 metrach jest sprężone. Można mieć garba na plecach. Nie chcę nawet wymieniać co można mieć.