Anthonemu Hopkinsowi we wrześniu ten film przypadł do gustu. Film sprzed roku, ale aktor odniósł się we wrześniu.
Miesiąc: grudzień 2020
Here a memory of what I accidentally discovered before Sylvester 2018
What’s that?
Scallable
https://wideo.wp.pl/mysliwiec-f-15-w-akcji-niszczenie-celu-uchwycone-na-wideo-6591889149438081v
Ciekawą rzeczą jest, że możliwe jest dokonywanie namierzania, śledzenia i eliminacji celów nawet w skomplikowanych trajektoriach lotu, gdy do końca teoretycznie żaden system komputerowy nie może w czasie t wiedzieć, gdzie się znajdzie w czasie t+1, ze względu na korekty toru lotu, szybkie manewry itd. A jednak zintegrowany system tj. radar mikrofalowy z przodu samolotu bojowego, w najbardziej wysuniętej części dzioba pod metalową pokrywą, komputer, wyświetlacz HUD itd. tworzą całe zintegrowane środowisko, które docelowo umożliwia pełną koordynację manewrów zarówno związanych z podstawowym pilotażem, jak i manewrów unikowych w warunkach bojowych z danymi o celach z radaru, identyfikację obiektów na zasadzie swój-obcy. Mój kolega Tomasz Młoduchowski swojego czasu wiem, że napisał jeden podręcznik do fizyki z profesorami fizyki nie mając nawet 18 lat, potem uczestniczył w projektach „scallable”, gdzie założeniem było osiągnięcie wystandaryzowanej technologii przeliczania koordynat różnych powierzchni rzeczywistych, wirtualnych opartych na jakichś realistycznych danych przestrzennych i dostosowywanie ich do różnych typów platform, wyświetlaczy, by zachowywały między sobą pewne proporcje. Wyświetlacz HUD jest tylko jednym z typów wyświetlaczy. Ta wygoda na urządzeniach z systemem Android, gdzie możecie oglądać obrazy w różnych powiększeniach, przekręcać urządzenia i ciągle zachowane są różne proporcje, to zasługa również mojego kolegi, którego znałem już gdy miał może 10 lat. Wiem, że mój kolega, który był młodszy ode mnie miał swój udział w tworzeniu technologii bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych. Potem, gdy zaczęły się ataki wielu z nas – zaczęło się od Facebooka. Widziałem, że i on się czuje zagubiony w tej bezsensownej wojnie informacyjnej. Ale wiele osób w zadziwiający sposób zachowywało się, jakby były na to przygotowane wcześniej, a zatem zdawały sobie sprawę, że coś takiego nastąpi i wiedziały, jakimi celami się NAPRAWDĘ kierują dostawcy takich platform jak np. Facebook.
Joy
Zwróćcie to miasto wreszcie Holendrom
To wstyd, że naród europejski mając wkład we wszystkie odkrycia geograficzne dzisiaj ma jurysdykcję tylko w Curacao. Ta epidemia zmieniła zasady gry. Przyroda bardzo inteligentnie wypowiedziała się i zainterweniowała tam, gdzie bez tej interwencji dalej rozrastałoby się to śmierdzące pieniędzmi miasto. Świat się zmienił nie dzięki drapaczom chmur, ale odkryciom w różnych dziedzinach nauki i wynalazkom. To one spowodowały, że o ile kiedyś w miastach czuliśmy się bezpieczniej, bo było blisko do usług medycznych, sklepów, dziś elektronika, technologia medyczna, zakupy internetowe, praca zdalna spowodowały, że nie musimy trzymać się takich miejsc. Jeden będzie zarabiał latem jak do tej pory niewielka elita, moich znajomych np. Remo na Kostaryce. Kto inny będzie czegoś poszukiwał na Alasce. Kiedyś tylko bardzo dobrze wykształcona, poinformowana i dofinansowana elita wyprawiała się w rejony odległe od tych ośrodków. Dziś odwrotnie. Mnie zszokowało 10 lat temu miasto Knoxville w Tennessee. Leciałem stamtąd wiele razy samolotem. Raz w krótki rejs do Memphis, by stamtąd polecieć do Los Angeles. I zszokowało mnie, że Knoxville to jedno wielkie osiedle domów jednorodzinnych. Nowoczesne miasto. Naprawdę z pięknymi panoramami i zakątkami. A Nowego Jorku nie da się do niczego porównać. Central Park to taki ogród zoologiczny. Nie da się go porównać do parku na wyspie Małgorzaty w Budapeszcie. Wyspa jak wrzeciono rozdziela Dunaj na dwa kawałki. W Stanach jest wiele miast oryginalnych, wartych odwiedzenia, niektóre warte są zamieszkania. Nowy Jork nie powiem, czego jest wart. Ja często w obcych miastach odwiedzam sex shopy. To, co tam można zobaczyć odzwierciedla to, jacy są mieszkańcy w środku. Są miasta, gdzie na jednej ścianie w takim sklepie będzie milion sztucznych penisów. A są takie miasta na świecie, gdzie taki sklep może mieć kilka pięter i przypominać wesołe miasteczko. W Berlinie przy Potsdamerstrasse jest sklep, który zrobił na mnie kiedyś wrażenie. Wygląda jak z innej epoki. Dlatego dla mnie bardziej przypomina muzeum. Ciągną się korytarze z pornografią sprzed 30 lat. I tak jest na kilku piętrach. Gdyby to przenieść do muzeum jakichś artefaktów, to jeszcze taki stary telewizor do tego i piosenkę z teledyskiem Petunii Clarke – Downtown. Niektóre duże miasta w USA odzwierciedlają jedynie biznesowe ambicje mieszkańców. Ktoś pokazuje, że było go stać zatowarować się na milion dild i zrobić z tego wystawę. No i co z tego? I co że ktoś miał tyle kasy? Czy ludzie są szczęśliwsi dzięki temu? Dużo tam jest różnych rzeczy. Ale tak naprawdę Starbucksów i wieżowców, w których ludzie wykonują idiotyczne i mechaniczne prace umysłowe, od których nie mogą się potem uwolnić. Nie mają kręgosłupów, nie mają właściwej aktywności fizycznej i zero życia osobistego. Zero własnych marzeń, własnej fantazji. Zobaczcie, ile fantazji miał człowiek z Nashville ostatnio? Nikt taki nie znalazłby się w Nowym Jorku, a z kolei w przyczepie kempingowej nad jeziorem Erie znajdą się jeszcze tacy, gdzieś w Luizjanie może, Zachodniej Wirginii. Zakładają alarmy, co wieczór robią grilla i bawią się życiem i patrzą na świat z tak wielu perspektyw, ile przewodów jest w jednym kablu do alarmu. Każdy ma inny kolor, z czymś innym się kojarzy. To są tak skrajnie różne rodzaje psychiki, że to Downtown przypomina takiego wielkiego ducha-marynarza z filmu Ghostbusters takiej osobie. Niemal US Navy!
Natalia J*****ska
Jeśli rzeczywiście mnie kochasz, to nigdy nie nauczę się latać.
W czasie od kilku godzin (w jednym scenariuszu) do kilkunastu-kilkudziesięciu minut (w drugim), gdy nurkowałem na Farne Island „jakimś cudem” zostało oderwane pokrętło od mojego zegarka marki Timex

Sprawdziłem sobie dzisiaj, jak w języku angielskim nazywa się ten element. A więc… od „szwajcarskiego” (w sensie pochodzenia idei, koncepcji i produktu – zegarka na rękę) zegarka jakimś magicznym sposobem oderwana została korona (ang. crown). To jest magiczną zagadką, kiedy to się stało. Pod wodą byłem zaledwie 17 minut, a w samej wodzie max. do 23 minut. Nie jest to zagadka kryminalna, ale zagadka kryminalna byłaby podobna, tylko większa byłaby wtedy motywacja, żeby znalazła wyjaśnienie.
Zbyszek :)

#psychologia traumy, #psychologia kliniczna, #radzenie sobie ze stresem, #paranoja Dwóch ludzi, podobny zawód. Jeden sobie radził, drugi sobie przez paranoję nie radził. I nie poradził. Na mojej obronie główny żal J. Trzebińskiego dotyczący mojej koncepcji wzrostu po traumie było to, że jego odczuciu, z mojej pracy wynika, że jak ktoś sobie radzi po traumie, to dobrze i fajnie, a gdy ktoś sobie nie radzi, to trudno. Nie nastąpił „wzrost”. Skwitował to „no tak, jak ktoś sobie radzi to sobie radzi, a jak sobie nie radzi, to sobie nie radzi”. Noooo! Jak widać w tym przypadku. Nawet dwa przypadki dla porównania:
Ten człowiek sobie radzi
Ten człowiek sobie nie poradził 🙁
W dodatku odnalazł się prawdziwy Joker. Nie pierwowzór, bo może znajomi go znali i wiedzieli, że to ktoś taki, ale twórcy filmu, zbyt pyszni, by wielu takich ludzi znać gdzieś z życia, wykreowali i w dodatku dość sztuczną postać. Oglądałem niemal w dniu premiery w Toronto rok temu. Film mnie nie zachwycił. A motyw wybuchu bardziej pasuje do filmu o Harley Quinn. Nowa nieco cukierkowa wersja tego, jak to się zaczęło, oczami Harley Quinn doczekała się premiery zimą 2020. Oglądałem w Lublinie i tam jest motyw, jak ciężarkówka wjeżdża w zakłady chemiczne i następuje wybuch. Ale uwaga, to kobieta. Można domniemywać, że gdy robi coś o dużej sile rażenia, w tle jest motyw miłości. Choć kobietom coraz trudniej się do tego motywu przyznać. Moim zdaniem ta postać łączy w sobie różne cechy. On miał jakąś paranoję, ale na moje oko 😉 ten wybuch spowodował dla żartu. Żeby pokazać, że to on był prawdziwym Jokerem. Jajcarzem, człowiekiem, który robi różne rzeczy dla żartu i do życia podchodzi lekko. Pokazał inną twarz samobójczego zamachu bombowego w stosunku do surowego i zdeterminowanego dżihadysty. Spowodował eksplozję w święta, ale prezentem jest to, że nikt oprócz niego nie zginął. Było to więc samobójstwo, ale bez motywu terrorystycznego i spowodowania szkody, tragedii, katastrofy na skalę obejmującą inne istnienia ludzkie. Oczywiście z wyłączeniem tych, którzy nie posłuchali komunikatu odtwarzanego z taśmy ;). Był człowiekiem z poczuciem humoru i o miękkim sercu i gdy postanowił odejść z tego świata, zrobił to z humorem. Trochę ludzi przestraszył, ale ostatecznie nikt nie zginął. Uwolnił świat od samego siebie. Tak robią ludzie o miękkich sercach. Nie biorą jeńców, zakładników, nie terroryzują obcych ludzi, nie prowadzą z nimi rozmów za pośrednictwem policji.
Sport w okresie obostrzeń
Ja jestem zawodowo również trenerem sportu. Przynajmniej w Polsce, bo w Czechach jestem instruktorem snowboardu. Zdałem egzamin teoretyczny z fizjologii, anatomii, pierwszej pomocy, pedagogiki (łącznie to około 8 bloków tematycznych) itd. na trenera sportu na kilka dni przed Sylwestrem 2015/2016. Natomiast, mimo zdania 2 części egzaminu na instruktora snowboardu – części teoretycznej i części z instruowania, dwukrotnie Paweł Deżakowski oblał mnie z ewolucji snowboardowych. I to wcale nie najtrudniejszych. Ale już pewne wypadki wcześniej zdradzały, że w Polsce będzie mi trudno uzyskać licencję. Z jazdy najszybszych ewolucji po pol. śmig, ale nie tylko, pamiętam po czesku rezany oblouk miałem najwyższe noty, ale coś tam się na skręcie ślizgowym rotacyjny (zakladni smykany oblouk) i switchu nie podobało. Za drugim razem w styczniu 2016 też oblałem. Ale zachowanie Pawła Deżakowskiego było zachowaniem wariata. Kurs przed Sylwestrem zaczął już podminowany. W stosunku do mnie coś mu się zaczęło nie podobać na stoku. Jeździliśmy właściwie po błocie, nikomu się to nie podobało. Wtedy w Zieleńcu to nie były warunki, jak w Szwajcarii. W pewnym momencie Paweł Deżakowski wymyślił mi ksywę Slayer i zaczął nabijać się na zasadzie „pokój światu”. Ja jestem swobodnym, choć na ogół zdyscyplinowanym człowiekiem, ale nie ma we mnie próżności i lansu, którą okazują Polacy często, gdy coś zachodniego sobie przyswoją – jakieś umiejętności itd. Mnie jego zachowanie skrycie wkurwiało, a jego moje. I dosłownie przed samym Sylwestrem znalazł na zajęciach w sali wykładowej byle pretekst, by mnie z kursu wyrzucić. Gdy się dowiedziała o tym mailowo już p. Wojtakatis, która kierowała całą edycją kursu instruktorskiego narciarskiego i snowboardowego, a mnie polubiła jakby niezależnie od tego, że łącznie najechało się nas ze 100 osób na te wszystkie kursy i egzaminy, to wpłynęła na „Zderzaka”, to mogłem jednak przyjechać i zaliczyć ewolucje i inne części egzaminu. Niestety nigdy ostatecznie u niego nie zaliczyłem wszystkich ewolucji i zostałem z uprawnieniami tylko instruktora sportu. Natomiast w Czechach pracowałem kilka razy już jako instruktor snowboardu, ponieważ kilka razy stwierdzono naocznie, obserwowano dokładnie moje umiejętności instruktorskie i zdecydowano się powierzać mi naukę nawet dzieci i nawet jazdę z nimi wyciągiem. Tylko w Czechach jest inna dyscyplina i inny styl pracy. A już w Rokytnicach mieliśmy spotkania o charakterze mentorskim, jazdy i wprawki doskonalące coraz bardziej zaawansowane umiejętności – jazdy ewolucji, kierowania grupą i nauczania różnych osób w różnym wieku, w dodatku jazda wyciągiem z grupą, zwłaszcza z dziećmi to ogromna odpowiedzialność, rozgrzewki i pracowaliśmy co prawda w dużym kieracie, gdzie w porywach na różnych daleko oddalonych od siebie często stokach pracowało nas łącznie ponad 15 instruktorów snowboardu i narciarstwa, gdzie grafik był czasem wręcz nieczytelny, a mi co godzina przypadała odpowiedzialność raz nawet za 3 letnie dziecko, innym razem za grupę 13 Niemców w wieku od lat 8 do 65. I Czechom moje polskie papiery do niczego nie byłyby potrzebne. Nie wiem, czy to jest praca marzeń, ale jest to praca dająca kondycję i wiem, że ledwie kilku Polaków może w praktyce znaleźć zatrudnienie o takim charakterze co roku w Czechach i trzeba znać kilka języków, a czeski na pierwszym miejscu. Na pewno takiej pracy – w takim systemie organizacji, w takim stylu nie znajdzie nikt w Polsce, a z perspektywy np. Warszawy to może wyglądać, jak praca marzeń. I tak praktyka uczyniła mnie instruktorem snowboardu w Czechach, gdzie nauczam w języku polskim, czeskim, angielskim i niemieckim. Z drugiej strony jeśli np. chodzi o nurkowanie, to zaczynam czuć, że pierwszy język w nurkowaniu dla mnie to angielski, potem polski, ale jest jeszcze trzeci język i jest to język francuski. Ja się nie szarpię w życiu z ludźmi nieżyczliwymi, chamstwem, zarozumialstwem, omijam je szerokim łukiem, a pól widzę więcej, niż inni ludzie, bo ja widzę cały świat, gdzie teoretycznie jestem w stanie się odnaleźć. Być może ataki na mnie, to ataki frustratów z polskimi kompleksami tj. Paweł, który zabił się pod własnym domem ok. 1,5 roku po tym, gdy mnie tak bezczelnie prawie w dniu Sylwestra, prawie ostatniego dnia wyrzucił z kursu. A ja się odnalazłem nawet w wieloosobowym pokoju, z ludźmi w wieku 18 lat, ja miałem ok. 30, wszyscy praktycznie ze szkół sportowych. I ja się świetnie przystosowuję, a nawet to obce, postronne osoby może wkurzać, bo niczego nie udaję i nie tkwię zwłaszcza w polskich „układach” albo szybko te „układy” zmieniam. Nie są dla mnie na stałe czy na wieczność. Grupa towarzyska z liceum w Puławach, w tym Agnieszka kilka lat temu w dość natarczywy sposób usiłowały udowodnić mi, że te układy towarzyskie są jakby czymś na stałe i że spotka mnie w taki czy inny sposób kara za wyłamanie się. Zderzak był wielkim mistrzem, jeździł latem w rajdach terenowych po pustyni w Afryce. A zginął pod swoim domem i o mało nie zabił własnego dziecka. Zabiła go jego własna arogancja, ciągle podwyższony poziom adrenaliny i nieumiejętność zmiany punktu widzenia. Może też, gdy po czasie uświadomił sobie, kim jestem, to zabiły go również wyrzuty sumienia. Czułem, że mam mentalnie, duchowo, emocjonalnie coś wspólnego z jego śmiercią. Choć naturalnie nie wiedziałem, gdzie mieszka i nie wiedziałem, że może zginąć pod własnym domem. Zginął mając niesmak i uraz emocjonalny, że mnie skrzywdził, sądzę, że miał wyrzuty sumienia, które w jego wyidealizowanym obrazie siebie były, jak rysa na nowym zegarku, która może maniaka doprowadzić do szaleństwa. I doprowadziła. Ta rysa na szkle. Czasem prosty brak przebaczenia z czyjejś strony może zabić. Ale czy to jest karalne? To jest kwestia naszego sumienia. Czasem ktoś inny ma z tym problem, a my uważam, że słusznie się z czymś męczy. W takiej sytuacji może być źródłem stresu, myśli samobójczych i doprowadzić do nieszczęśliwego zdarzenia, ale to nie jest karalne. Powiem więcej, łatwiej mi o tym pisać, gdy Paweł Deżakowski już nie żyje. Gdy żył, wstydziłem się za niego.