Powiem jeszcze jedną brutalną prawdę

Odkąd zaczęła się wojna na Ukrainie wp.pl używa języka propagandy. Każda wypowiedź kogoś z Kremla okraszana jest różnymi epitetami typu „wrogo”, „wroga narracja”, „absurdalne”, „bezczelne”, „kłamliwe”. Chciałbym doradzić redaktorom, by zawrócili z tej złej drogi. Nie będę doradzał Kaczyńskiemu, Dudzie, Morawieckiemu czy ABW. To ich mandat, ich polityka. Ja ludzi władzy nie lubię, bo wszystko zawsze i tak wiedzą najlepiej. Ale gdy czytam dziennikarzy, to staram się wpłynąć na ich tok myślenia, bo bliżej im jednak do naukowców, poszukiwaczy prawdy, niż zwykłych pieniaczy, jakimi często są politycy. Uważam, że nawet pomimo wojny, Polska nadal nie jest wyraźnym celem polityki rosyjskiej. Wiele wypowiedzi choć tak naprawdę adresują wiele tematów nie wprost, sygnalizują, jest bardzo dobrych i zawierają w sobie dużo spostrzegawczości. Uważam np. za genialną wypowiedź Miedwiediewa na temat Pigmejów. Miała ona dużo głębszy sens i szersze przesłanie. Widzę takich ludzi zarówno w Rosji, jaki w Europie i porównanie, choć może obraża faktycznych Pigmejów, ale ponieważ żyją oni daleko stąd, więc nie mam możliwości przekonać się, czy czują się obrażeni. Jednak porównanie do nich w sensie metaforycznym jest genialne. Weźmy tego byłego ministra skarbu PO, którego zatrzymało wczoraj CBA. Gdy spojrzy się na jego fizjonomię, pewne cechy charakteru, tą taką jakąś skrytość z tymi pełnymi jakiejś obawy i determinacji oczami, to pomieszanie jakiegoś przestrachu, podziwu, urazy, skrytości, nienawiści to właśnie pasuje to określenie. Dymitri Miedwiediew doskonale zdiagnozował problemy polityki używając tego metaforycznego określenia i zdiagnozował pewne problemy w ogólności. Dlatego pisanie o każdej wypowiedzi kogoś z Rosji w sposób wyraźnie negatywny, deprecjonuje ich jednak niekiedy sarkastyczny, niekiedy ironiczny, inteligencki, diagnostyczny charakter. Przez takie artykuły zmusza się przeciętnego czytelnika, by zapomniał, że tam w Rosji to są też ludzie wykształceni, inteligentni. Tyle że grają dla innej drużyny. Uważam za duży błąd uprawianie jakiejkolwiek propagandy przez dziennikarzy. Informacje tracą wtedy swoją wartość. Wypowiedzi są celowo umniejszane. Znowu ograniczacie krąg osób, które zdyskontują pewne prawdziwe skądinąd informacje. Postępujecie dokładnie tak samo jak ten Karpiński.

Nie wątpię, że w 2014 r. to wieśniacy na mnie wydali wyrok

Gdy byłem w Dęblinie na pokazach lotniczych w 2015 r. Jakaś baba z tłumu wręcz z taką pewnością siebie powiedziała, pokazując na mnie palcem „to ten, co ludzi straszy”. Oni sami mnie nastraszyli tak, że wolałem wyjechać na drugi koniec Polski, a baba ma czelność mówić, że to ja straszę ich. Oni się boją bardziej prawa, norm społecznych. Nie uświadamiają sobie, gdzie leżą jakie granice. Kradną, robią wszystko w kumoterskich zależnościach i w kupie. A wtedy ich śmiałość przekracza wszelkie granice. Nie potrzebne im są wtedy żadne kodeksy, żadne poczucie przyzwoitości. I straszenie ich, jak to nazwała, które przypisała mi to raczej świadomość, że w większości przypadków to tacy różnic prości ludzie są nie w porządku we wszystkim niemal, a nie ja.

Jeśli tam gdzieś na tamtym terenie Ryki, Puławy, Dęblin działa mafia, to jest to raczej mafia wieśniaków

Mafia, którą stworzyli wieśniacy. Ludzie, którzy całe życie bali się, że czegoś nie wiedzą, ale nigdy nie umieli zapytać, czego nie wiedzą. Którzy bali się raczej pytać, czy coś mogą, bo wielokrotnie spotkaliby się z odmową. Więc nauczyli się robić wszystko po cichu. Sami brać. Trochę straszyć. A czasem nie tylko trochę. Strach to główna cecha takich ludzi. Mój tata ma dość specyficzne pojęcie o takich ludziach, często używa o nich określenia, że „czegoś się boją”. Nie wiadomo czego. Po prostu taka psychoza. Psychoza prostaka. Coś robił, nie wiedział czy dobrze czy źle. Woli nie powiedzieć, bo boi się, że coś źle robił. Tak, jak opowiadałem o tym policjancie z Ryk, co wyskoczył z samochodu i zaczął podniesionym głosem oskarżać mnie różne rzeczy w dniu, gdy Ryki odwiedził Duda. Ani się przedstawił, ani zadał pytanie, nie upewnił się nawet czy ja w ogóle wiem, o co mu chodzi. Szukał okazji, by na mnie nakrzyczeć. Przestraszyć mnie. Tak jak oni sami kiedyś byli przestraszonymi zakapiorami ze wsi. Poszli jednak do policji i przestali się bać. Teraz oni straszą… Niestety wieśniakami są nadal. Wieśniakami w złym sensie. Wieśniakami to znaczy osobami przaśnymi, którzy nie zdają sobie sprawy z własnych braków i uzupełnianie ich nie leży w ich naturze. Którzy folgują sobie i szukają własnej wygody tak, jak to na wsi ludzie żyją. W dużych domach, na dużych własnych polach. Potem w mieście zawsze takiemu człowiekowi będzie za ciasno. I będzie myślał tylko o sobie i o swoim.

W SGH miałem zajęcia z prof. Ireną Fierlą z geografii ekonomicznej

To była częściowa czeska rodzina tak, jak moja tyle że bardziej z okolic Cieszyna. Wnuczka prof. Fierli podobnie, jak ja studiowała w SGH i psychologię na UW i jeszcze filologię studiowała. I pracowała w tym czasie. Była na weselu u Sebastiana. Sebastian z kolei bywał na przyjęciach urządzanych przez babcię Asi Fierli. Ja się z tą rodziną nie znałem aż tak dobrze. Ale prof. Irena Fierla zawsze pierwsza mi mówiła dzień dobry w SGH jeszcze gdzieś w 2006, 2007 r. To była bardzo kulturalna pani. I uczestniczyła w lokalizowaniu miejsca, gdzie miały powstać dzisiejsze Zakłady Azotowe Puławy. Nigdy nie zapomnę, z jaką pogardą i niesmakiem wypowiadała się o ludziach z tamtego terenu. Nazywając ich chłoporobotnikami. Ona czuła strach, ale też wstręt do tych ludzi nie dlatego, że śmierdziało od nich czy stricte że byli rolnikami. Odczuwała ogromny wstręt do ich analfabetyzmu funkcjonalnego, niezdolności do uczenia się, odnalezienia się w zmieniającej się rzeczywistości realnego socjalizmu, w którym dokonywał się postęp. Technologiczny, społeczny, intelektualny. Socjalizmem rządziła w dużej mierze cybernetyka, statystyka, matematyka. I w niej pozostało bardzo dużo przerażenia z tamtego okresu. Ona czuła, że ci ludzie, choćby przeprowadziło ich się 1000 ze wsi do Puław. Nigdy nie nauczą się pewnej kultury pracy i odpowiedzialności, by pracować w takim miejscu. I jako argument przytoczyła opowieść, jak jakiś chłoporobotnik miał pilnować jakiegoś pokrętła. Miał obserwować 3 lampki w różnych kolorach, ale niczego nie dotykać. Był tylko telefon, jak w książce „Zamek” F. Kafki. I gdy zapaliła się lampka czerwona miał dzwonić. Jednak jego interesowało co się stanie, gdy poruszy tym pokrętłem. I z jej opowieści wynika, że w bezpośrednim następstwie tej głupiej ciekawości, cała hala wyleciała w powietrze. Inny mój epizod z Zakładami Azotowymi w Puławach to było szkolenie z zakresu BHP w Rykach z BHPowecem z Puław pracującym w ZA Puławy. Szkolenie odbywało się w budynkach dawnej Ligi Obrony Kraju. Skądinąd ciekawej organizacji. W czasach PRL Liga Obrony Kraju stanowiła też jednocześnie często klub płetwonurków, pomagała zdobywać bardzo trudny do kupienia wówczas sprzęt do nurkowania, który po prostu był do wypożyczenia, organizowali też kursy nauki jazdy. Miałem szkolenie które trwało chyba z 8 godzin i ze 3 godziny z tego czasu BHPowiec opowiadał nam o zdarzeniach w tych zakładach wynikających z nieodpowiedzialności, nieświadomości, nieostrożności pracowników. Włącznie z takimi, jak uwolnienie ogromnej chmury amoniaku do atmosfery, ale także pożary i wybuchy.

Który z nich słał do mnie tysiącami te maile, które miały każdego dnia wywoływać we mnie strach?

Jeśli kiedykolwiek się dowiem, to nie odpowiadam za siebie. Dajcie lepiej temu człowiekowi dobrą ochronę, bo go zastrzelę. Wystrzelałbym w niego wszystkie naboje. To był na 100% jakiś wsiowy skurwysyn z lubelskiego. Który zasadził się, zapierdolił i „tylko będzie tak, jak ja mówię”. Taki kiełbasiarz jak te, co w ryckiej policji pracują. Urodził się wsiowy dziad tylko po to, by każdego dnia mówić innym ludziom, co mają robić. Nie dla takich wymyślono szpitale psychiatryczne. Dla takich ludzi są tylko więzienia.

Na litość boską, jeśli jest więcej tego typu ludzi, wywleczcie ich wszystkich

Żebyśmy przynajmniej wiedzieli, co zrobili. Są osoby, na które wystarczy tylko spojrzeć, że szemranie to ich chleb powszedni. Ale nie może być tak, że człowiek na takiego nawet boi się spojrzeć, żeby nie było potem zlecenia zabójstwa. Społeczeństwo samo powinno przyjąć granicę determinacji do szemrania. Jeśli robienie interesów za wszelką cenę i za publiczne pieniądze, a przy tym po cichu jest w kimś zbyt silne, jeśli ta osoba jest uzależniona od knucia, musi być pewna granica tolerancji. I gdy się ją przekroczy, ta osoba musi wiedzieć, że źle zrobiła i będzie mogła tylko czekać, aż zgromadzone zostaną dowody na nielegalne posługiwanie się publicznymi pieniędzmi, stanowiskami i wpływami.

https://wiadomosci.wp.pl/jest-wniosek-o-areszt-dla-bylego-ministra-skarbu-6871447098940096a