Tu wchodzi kilka rzeczy. Czynniki predysponujące do utraty poczucia siebie, własnej tożsamości, ja, odnoszenia do siebie z poziomu własnego ja budowanego na prawidłowej reprezentacji siebie i odnoszenia tego, co nam i innym się przytrafia do prawidłowo kształtowanego ja, strumienia świadomości. Może to być trauma, zaburzenie związane ze stresem, lękiem, dysocjacyjne zaburzenie osobowości (nie nadużywałbym, że zawsze po traumie), depresja, nadużywanie niektórych substancji psychoaktywnych, a w szczególności marijuany, przejściowe poczucie depersonalizacji w przebiegu schizofrenii lub na skutek życia nie swoim życiem np. identyfikacja z czytaną książką, śledzonym blogiem, historią miłosną jakiejś pary, akcją filmu np. serii filmów, serialu najczęściej – niektóre osoby czasem o skłonności do schizofrenii, czasem do mitomanii, a czasem o rozregulowanej empatii lub przejściowych problemach, które popychają dla odwrócenia uwagi do życia życiem kogoś innego. I pewne czynniki, sytuacje mają miejsce i dochodzi do pewnego rozmiękczenia struktury ja. Są różne introjekcje na bazie wyobrażenia lub rzeczywistego odzwierciedlenia poprzez empatię, ale musi być dobry kontakt z tymi reprezentacjami, a nie zawsze cokolwiek wskazuje, że tak rzeczywiście jest. I urojeniowo osoba odnosi do siebie to, co przytrafia się komuś innemu. Ktoś żyje swoim życiem, a tam osoba żyje równoległym życiem i żyje tak, jakby życie innej osoby, to było jej życie. Taka bańka symbiotyczna w postaci urojonej relacji, w której ktoś jest obiektem, figurą, choć często o tym nawet nie wie. Powiedziałbym wręcz, bo dokładnie najczęściej ta osoba, śledzona, „kopiowana” o tym nie wie. W przeciwnym wypadku mówilibyśmy o relacji – partnerskiej lub z kimś na kształt autorytetu czy mentora – tu też dochodzi do pewnego rodzaju identyfikacji. Powiedziałbym najczęściej nie wie. I są przypadki skrajne, jak w depresji wielkiej czy zespole Cotarda, o czym już kiedyś pisałem, że osoba reprezentuje w swoim strumieniu świadomości, wszystkim, co może relacjonować tylko to, co dotyczy kogoś innego. Jakby siebie i swoje życie uznawała za bezwartościowe. I nie raz już pisałem, że to jest coś, co często mylone jest ze schizofrenią albo osobowością wieloraką jeszcze (rzadziej). A to jest coś, co jest tak naprawdę stosunkowo częste. Każda dawniej określało się gospodyni domowa lub pejoratywnie kura domowa, która np. dziergała robótki czy prasowała przed ulubionym serialem odczuwała nicość i marność własnej egzystencji, więc identyfikowała się i w wyobraźni niemal żyła, jak jacyś bohaterowie serialu. Psychiatrzy czasem u osób niedojrzałych stwierdzą pseudologia phantastica, czyli mitomanię. Dawniej nagminnie diagnozowano schizofrenię. Natomiast owszem, schizofrenicy w ogóle są zlepkiem wszystkiego, co im się wydaje, śni, przytrafia, co trafia do ich uszu itd. Ale to nie jest tak uporządkowane, jak u osoby podatnej na tego typu proces wejścia jakby w życie innych. Przy silnej identyfikacji, jest silnie urojeniowy tok odbierania wszystkiego z poziomu obcej jakiejś tak naprawdę osoby i święte przekonanie, że jest się tą osobą. Gdy centralnym uczuciem jest uczucie zawiści, jak u Agnieszki Turek, o której czasem jako o problematycznym bagażu w moim życiu piszę na prywatnym blogu, to możemy przypuszczać, że to wszystko dzieje się w przebiegu schizofrenii. Trudno przynajmniej mi powiedzieć, dlaczego tak jest. Nie odgadłem ani nie wydedukowałem tego, a wymaga to może bardziej więcej obserwacji, dlaczego akurat osoby o silniejszym przeżywaniu takich a nie innych emocji negatywnych jak właśnie zawiść, a nie np. żal mają większą skłonność do psychotycznych gier, identyfikacji projekcyjnej, zamiany rolami. Tak jakby w swojej wyobraźni nie trzymają „zwieraczy” i chciałyby za kogoś wskoczyć w jego życie, na jego miejsce i robią to czasem tak gęsto, intensywnie, natrętnie, że można czuć zwierzęcy strach, czasem to uczucie, jakby ktoś „ukradł” nam dosłownie życie, przystawił nóż do gardła. Pamiętam przy morderstwie Krystyny z Mrowin odczuwałem podobny przebłysk zarówno wiedzy, jak i świadomości, że to podobna historia. W jakimś odprysku, niestety powiązana ze mną, ale jak człowiek, który dopuszcza się np. zbrodni mnie sobie w to wplótł, reprezentował w umyśle, co sobie wyobrażał. Dopóki się sami nie skonfrontujemy, to się nie dowiemy. Ja bywam figurą w umyśle różnych osób. I moja własna terapeutka mówiła kiedyś, że całe życie będę miał tak. I będę miał wrażenie, że ktoś już znowu sobie co chwila mnie upatruje. I często bardzo pokręcone osoby. Tak jakby próbowały sobie wyobrażać, jak zareaguję, bo może tylko ja reaguję na takich ludzi, a może czy mi się to spodoba, a może czy mi to zaimponuje, a może zaniepokoi czy zaskoczy. Psychologowie mają ten problem. Choć wielu głośno o tym nie mówi, bo to tak jakby przyznać się do winy, że czasem wie się, że ktoś właściwie obcy, jakąś inną osobę zabije. Ale niestety. Nie jesteśmy zbawcami świata. Ludzi jest za dużo. Mordercą potencjalnie jest każdy. Każdy z nas może znaleźć się w sytuacji, gdy może czuć się zdesperowanym, desperacko chcieć zakończyć niechcianą relację, usunąć przeszkodę, pozbyć się świadectwa zmarnowanej energii, czasu, przeszłości, jakiejś karykatury człowieka, jak Agnieszka dla mnie, która jest odbiciem lat odmawiania jej głosu, kontaktu i na koniec widzę coś gorszego, niż gdyby ta osoba miała zespół Downa. I gdy pomyślę, że w jej niedorozwoju mogłem mieć też swój udział, nie mając kiedyś dla niej czasu, to ogarnia mnie przerażenie. Ale są osoby, które koją moje nerwy i dają do zrozumienia, że to nie moja wina. Że ona taka już wcześniej była, a ja i tak, podobnie, jak każdemu prawie, zbyt dużo uwagi poświęciłem i sam się wpakowałem w to, że niedorozwinięta osoba aż tak mocno projektuje wszystko akurat na mnie. Ona może do końca życia będzie tak śnić i nie będzie wiedziała czy to jawa czy sen. Czasem złośliwi i ona sama przypisują mi, że mam jakieś uczucia do tej osoby, a to jest bardziej przerażenie w stylu „ratunkuuu, czy to naprawdę moja wina, czy to ja przez nieświadomość, nieuwagę sam coś takiego wyhodowałem???”.
Florian w dodatku jako święty jest patronem strażaków.
Z Internetu: „Florian jest patronem wykonawców zawodów wiążących się z ogniem: strażaków, hutników i koksowników,kominiarzy, garncarzy, piekarzy”